„Noc była zimna jak wszyscy diabli. Konie tupały i pochrapywały, para buchała im z nozdrzy. Zalana księżycowym światłem buda cyrulika wyglądała iście bajecznie. Wypisz, wymaluj, chatka leśnej wróżki. Wiedźmin zapiął spodnie.
Milva, która wyszła wkrótce po nim, chrząknęła niepewnie. Jej długi cień zrównał się z jego cieniem.
– Czemu z powrotem zwłóczysz? – spytała. – Naprawdeś się na nich rozeźlił?
– Nie – zaprzeczył.
– Po kiego biesa stoisz tu tedy sam, po księżycu?
– Liczę.
– Hę?
– Od wyruszenia z Brokilonu minęło dwanaście dni, w czasie których przebyłem jakieś sześćdziesiąt mil. Ciri, jak głosi plotka, jest w Nilfgaardzie, stolicy Cesarstwa, mieście, od którego dzieli mnie, według ostrożnych rachunków, coś około dwóch i pół tysiąca mil. Z prostej kalkulacji wynika, że w tym tempie dotrę tam za rok i cztery miesiące. Co ty na to?
– Nic. – Milva wzruszyła ramionami, chrząknęła znowu. – Nie umiem rachować tak dobrze, jak ty. Czytać ni pisać w ogóle nie umiem. Jestem głupia, prosta dziewucha ze wsi. Żadna dla ciebie kompania. Ni druh do gadki.
– Nie mów tak.
– Wżdy to prawda. – Odwróciła się gwałtownie. – Po coś mi te dni i te mile wyliczył? Bym ci co poradziła? Otuchy dodała? Lęk twój przepędziła, stłumiła żal, co targa tobą gorzej niźli ból w połamanym kulasie? Nie umiem! Tobie kogo innego trza. Tamtej, o której Jaskier gadał. Mądrej, uczonej. Ukochanej.
– Jaskier jest papla.
– Jużci. Ale czasem z głową paple. Wracajmy, chcę się jeszcze napić.
– Milva?
– Czego?
– Nigdy mi nie powiedziałaś, dlaczego zdecydowałaś się jechać ze mną.
– Nigdyś nie pytał.
– Teraz pytam.
– Teraz za późno. Teraz już sama nie wiem”.
Zamasakrowany podczas beznadziejnej i bezsensownej walki z Vilgefortzem Geralt, będąc na skraju życia i śmierci, teleportowany do Brokilonu, dochodzi powoli do zdrowia pod okiem driad i czujną opieką przełożonej uzdrowicielek, Aglaïs. Długie tygodnie spędzone w leśnej głuszy, z informacjami pozyskanymi od Jaskra, nie dają mu spokoju. Od wydarzeń na wyspie Thanedd nie wie co się dzieje z jego ukochaną Yennefer, ani z Cirillą, którą zaczyna traktować jak przybraną córkę. Gdy do Brokilonu po raz kolejny przybywa Maria Barring, łuczniczka prowadząca następne rozbite komando Wiewiórek, wiedźmin prosi ją o pomoc. Maria, nazywana Milvą, odmawia. Prośba wiedźmina zmusiłaby ją do ruszenia do zbyt niebezpiecznych miejsc i zadawania pytań, za które groziłaby jej śmierć. Poproszona przez władczynię driad, rusza jednak by dowiedzieć się rzeczy, o które prosił ją tajemniczy mężczyzna leczony przez dziwożony.
Powrót Milvy przynosi zbyt wiele złych i niepokojących wieści. Geralt świadom utraconego czasu, decyduje się przerwać leczenie i wyjechać jak najprędzej na południe, w stronę wrogiego Nilfgaardu, gdzie według informacji widziano Ciri. Towarzystwa wiedźminowi postanawia dotrzymać osoba, która najmniej nadaje się na karkołomną wyprawę w samo centrum wojennej zawieruchy – jego przyjaciel, poeta Jaskier.
Obaj mężczyźni szybko wpadają w pierwsze kłopoty, gdy podczas niekończącej się ulewy natrafiają na grupę bandytów-handlarzy, czekających na umówionych Nilfgaardczyków. Omyłkowo wzięci za elfów, namawiani są do przeglądnięcia towarów i zakupu jakiejś broni. Zaskoczeni przez zbliżających się zbrojnych muszą się bronić. Z pomocą przychodzi im niezawodny łuk, pewna dłoń i wprawne oko Milvy, ukrytej w gęstwinie, przyglądającej się przypadkowemu spotkaniu. W bandyckim konwoju cała trójka odkrywa podziurawioną trumnę, w której ukryty został doskonale znany Geraltowi rycerz w czarnym hełmie z piórami – senny koszmar Ciri o imieniu Cahir. Młodzieniec pragnie dołączyć do poszukiwań cintryjskiej księżniczki, co wyjątkowo nie podoba się wiedźminowi.
W tym samym czasie do szefa redańskich służb specjalnych docierają zarówno informacje o tym, gdzie przebywał przez ostatnie tygodnie wiedźmin, jak i o planach cesarza Emhyra. Nilfgaard zrywa rozejm zawarty z Foltestem, królem Temerii, atakując Brugge z trzech stron. Północ zaczyna dudnić tętentem kopyt, niebo z każdej strony rozorane jest siwymi smugami dymu za dnia, nocą zaś gorzeje łunami z palących się wsi, przysiółków i obozów.
Daleko od przesuwającego się frontu, w zabezpieczonym magiczną tarczą zamku Montacalvo, spotykają się wezwane przez Filippę Eilhart czarodziejki. Złożone głównie z magiczek Północy, z dodatkowym udziałem Assire var Anahid, czarodziejki z wrogiego cesarstwa, oraz elfki Enid an Gleanna, zamierzają stworzyć tajny kowen, dbający przede wszystkim o interesy magii. Gwarantując całkowitą apolityczność, nie pozostają jednak głuche na wydarzenia, o których huczy świat. Zanim jednak zajmą się kwestią Ciri, mając dla niej odpowiednio przygotowane plany, do loży dołączyć musi ktoś jeszcze.
Tymczasem Geralt, Jaskier oraz Milva wędrują dalej w stronę południa, ku Jarudze, którą zamierzają przekroczyć. Zgodnie z wieściami młoda wiedźminka znajduje się w bardzo odległej stolicy cesarstwa, jednak wiedźmin w snach widzi coś zupełnie innego – swoją protegowaną jadącą środkiem wsi, ubraną jak elfka, noszącą się wyniośle, ramię w ramię z bandą rozbójników. A za nią podąża śmierć.
Drogę na południa przerywa im spotkanie wielce osobliwej grupy, składającej się z drużyny krasnoludów, pod dowództwem niepoprawnego altruisty, Zoltana Chivaya, gnoma-metalurga, a także grupy kobiet z dziećmi, które krasnoludy wzięły pod opiekę i prowadzą ze sobą. Szybko okazuje się, że nilfgaardzkie wojsko grasuje zarówno na północy, jak i na południu, to też jedyną bezpieczną drogą ku Jarudze jest wschód. Grupa krasnoluda Zoltana dołącza więc do wiedźmina, Milvy i Jaskra, czując, że w ślad za nimi jedzie samotny jeździec, stanowiący, jak się okazuje, wielce przydatną straż tylną. Podczas jednego z noclegów, który tym razem wypada na starym, elfim cmentarzysku, grupa spotyka dziwnego cyrulika, pachnącego wszelkiego rodzaju ziołami. Mężczyzna po zapewnieniu, że jest niegroźny, w pobliżu ma swój szałas, a nazywa się Emiel Regis, zaprasza wiedźmińską kompanię do siebie. Nazajutrz mocno niedyspozycyjna drużyna, wzmocniona o towarzystwo cyrulika, rusza w dalszą drogę, aż do obozu uchodźców.
W obozie od kompanii oddziela się grupa kobiet z dziećmi. Jeden rozwiązany problem moralny szybko zastąpiony zostaje drugim. Coraz bardziej wściekły wiedźmin nie może patrzeć na dziejące się wokół zło. Przeciwstawia się sądowi nad niepełnosprawną umysłowo dziewczyną, oskarżoną o czary. Zaproponowana przez kapłana próba ognia – wyjęcie z płomieni gorącej podkowy – nie podoba się jedna nikomu, za wyjątkiem Regisa, który bez uszczerbku na zdrowiu, bez poparzenia skóry i bez bólu wyjmuje podkowę, zdradzając przy okazji kim jest naprawdę.
Na wyjaśnienia brakuje jednak czasu. Na obóz najeżdża nilfgaardzki oddział kawalerii, szybko rozgromiony przez nadciągające z drugiej strony wojska temerskie. Drużyna ulega rozpadowi. Milva uratowana zostaje przez Cahira, Geralt z Jaskrem zostają natomiast oskarżeni o szpiegostwo i za dawne przewiny mają pokazowo zawisnąć na szafocie. Z beznadziejnej sytuacji nieoczekiwanie ratuje ich Regis, jak się wkrótce okazuje, wampir wyższy. Nieco przerzedzona kompania kontynuuje wkrótce podróż na wschód, ku świętym gajom druidów, po drodze opowiadając o sobie liczne historie i komentując wydarzenia ze świata, nie wiedząc jeszcze, że wkrótce liczba wrogów, przed którymi przyjdzie im ponownie uciekać, powiększy się o tych, którzy na krótką chwilę staną się przypadkowymi sojusznikami.
Na kolejny zjazd loży na zamku Montacalvo nilfgaardzka czarodziejka przybywa w towarzystwie swojej konfraterki z Południa. Obecność dwóch magiczek z wrogiego cesarstwa wzbudza niesmak obecnym na zamku uczestniczek kowenu. Tak jak nieoczekiwane towarzystwo Enid an Gleanny. Stokrotka z Dolin przyprowadza ze sobą jeszcze jedną elfkę, Idę Emean aep Sivney, przedstawicielkę niemalże legendarnych Wiedzących, posiadającą oprócz zdolności magicznych także prorocze, a także ogromną wiedzę w bardzo wąskich, wyspecjalizowanych dziedzinach. Razem z elfkami zjawia się także Yennefer, po puczu na Thanedd uznana za zdrajczynię, o której myślano, że zginęła lub zaginęła. Apolityczna Loża Czarodziejek przybiera kształt wyjątkowo mocno kojarzący się z polityką.
Na dalekim Południu, umykając kolejnym cesarskim wywiadom i szpiegom, kolejnych wieśniaków raz terroryzując, innym razem obsypując zrabowanym złotem, podróżują Szczury. Banda wyrzutków, cudem ocalonych od śmierci. Młododzianych bandytów, którzy w życiu zaznali tylko bólu, upokorzenia i gwałtu. Grupa, która ma tylko siebie. Gisehler, dezerter z armii lokalnego władyki, herszt hanzy. Iskra, elfka skazana na banicję przez swój lud. Kayleigh, przybrany syn kasztelana w Ebbing. Reef, ocalony przez Kayligha żołnierz z karnej ekspedycji. Barczysty Asse, kowal, który wyruszył w świat by pomścić wymordowaną rodzinę. Mistle, szlachcianka uratowana z zaatakowanego przez bandytów miasta, zgwałcona kilka dni później przez nilfgaardzkich maruderów i wrzucona do masowego grobu. I Falka, ukrywająca swoje prawdziwe imię przez nowymi znajomymi. Skryta samotniczka, tańcząca z mieczem niczym akrobatka. Siódma z bandy Szczurów, na które rozpoczyna się wielkie polowanie.
W trzecim tomie sagi wiedźmińskiej, „Chrzcie ognia”, Andrzej Sapkowski przedstawia nam to, co doskonale znamy już z poprzednich części i ze zbiorów opowiadań, niezwykle wzbogacając treść o zaskakujące i niebywale wciągające elementy psychologiczne. Otrzymujemy więc świetnie skrojoną powieść, z najbardziej przygodowym, jak do tej pory, zacięciem. Ale przygodowość niech nikogo nie zwiedzie. Razem z nią dostajemy też całą masę rozterek, wewnętrznych monologów postaci, niemal odczuwalnych problemów, wątpliwości i niesamowicie rozbudowaną paletę emocji, od których w tym tomie aż jest gęsto.
Wiedźmin Geralt wciąż spędza czas na bezczynności. Jest to jednak bezczynność konieczna. Dotkliwe i rozległe obrażenia, otrzymane od czarodzieja Vilgefortza, który walczył żelaznym, a do tego magicznym kosturem, wyleczyć można tylko w jednym miejscu na świecie. Do gęstego matecznika driad sprowadza wiedźmina czarodziejka Triss Merigold. To tam, pod opieką uzdrowicielek, w miejscu pełnym gorących źródeł, Biały Wilk dochodzi do zdrowia. Pierwsze informacje, zasłyszane od Jaskra, nie napawają optymizmem. Do tego Geralt ma bardzo złe sny. Pełen lęku o Ciri, wiedząc, że jest w rękach wroga, śni dziwne historie o jej wędrówce przez Nilfgaard, w towarzystwie nieznanych mu ludzi, trzymając za rękę krótkowłosą bandytkę. Prosi więc o pomoc osobę, która jako jedyna może przedostać się do miast i z powrotem wrócić do Brokilonu. Milvę, przez elfy nazywaną Sor’ca, Siostrzyczką, przygarniętą przez driady, w rzeczywistości samemu będąc człowiekiem.
Niechętnie, obawiając się o swoje życie, Milva spełnia prośbę Geralta. Dowiaduje się o losach ukochanych kobiet wiedźmina, a przy okazji rozeznaje się w kilku innych kwestiach. Część informacji potwierdza, część uaktualnia, a ponad wszystko dostarcza Geraltowi pewności, że ten nie może dłużej siedzieć w gościnie u driad. Że musi ruszać do potężnego i rozległego Nilfgaardu, gdzie niechybnie zginie. Musi, żeby uratować Ciri, która wkrótce ma zostać cesarzową. Rusza więc w towarzystwie Jaskra, nie biorąc pod uwagę snów, które go dręczą.
Wkrótce jego osobista misja rozwija się i powiększa o całą masę postaci tyle osobliwych, co przypadkowych. Dołącza do niego sama Milva, ciągnąca za tym dziwnym mężczyzną, odczuwając coś, czego sama nie potrafi nazwać. Jest przecież tylko zwykłą, niepiśmienną dziewczyną ze wsi. Dziewczyną, która zadaje śmierć z doskonałego łuku i potrafi bronić siebie i swoich bliskich. Ale jednocześnie boi się śmierci tak bardzo, że chcąc chociaż przez chwilę poczuć prawdziwe życie, oddaje się jednemu z elfów z ocalonego niedawno komanda.
Dołącza do niego Cahir, dziwny młodzieniec, któremu dwukrotnie darował życie, chociaż wiedział, że to on nawiedzał w snach Ciri; że to on był koszmarnym rycerzem w hełmie z piórami drapieżnego ptaka. Tym, który uprowadził dziewczynę z płonącej Cintry, i który miał ją schwytać podczas rebelii w czasie zjazdu czarodziejów. Jakie tajemnice skrywa Nilfgaardczyk, który z uporem godnym wyższej sprawy podkreśla, że Niflgaardczykiem nie jest, tego nie wie nikt.
Do wiedźmina dołącza też ktoś, kto zdecydowanie powinien unikać kontaktu z zabójcą potworów. Pachnący szałwią, bazylią, piołunem i dziesiątką innych ziół Emiel Regis. Blady, uśmiechający się przez zamknięte wargi cyrulik, którego mentorski, uczony ton działa wszystkim na nerwy, szczególnie prostej Milvie, za to którego rady są zwykle bardzo pomocne i cenne. Regis, który nie boi się wiedźmina, chociaż wie, że wiedźmin mógłby go zabić, ponieważ jest przedstawicielem rasy wampirów. Lecz wiedźmin nie zabija, nawet wtedy, gdy odkrył już przerażającą tajemnicę cyrulika. Nie przepędza też wampira, gdy ten raz przegoniony wraca, by zająć się rannym Jaskrem i dotrzymać towarzystwa kompanii.
Dwukrotnie do drużyny dołącza także grupa krasnoludów, którzy zamiast siedzieć w bezpiecznym, niepogrążonym w wojnie Mahakamie, wolą ryzykowne tułaczki po świecie, gdyż tylko podczas wędrówki czują wolność i swobodę, której brakuje w ich ojczyźnie, pod surowymi rządami starosty. Dowódca grupy, Zoltan Chivay, nie raz zaskakuje Geralta cechą, która obca jest niemal wszystkim rasom. Krasnolud jest bowiem niepoprawnym altruistą, który przygarnia do swojej małej ekipy wszystkich, którzy uciekają przed wojną, a nie mają zapewnionego schronienia ani stosownej opieki, a los bezbronnych nie jest mu obojętny.
Tak skonstruowana kompania, składająca się z osób, które w innych niż wojenne warunkach nie miałyby prawa razem funkcjonować, rusza w stronę Południa. Każdy z innego, znanego tylko sobie powodu, chce pomóc wiedźminowi odnaleźć przeznaczoną mu dziewczynę. Długie wieczory, które spędzają razem, najczęściej mijają im na rozmowach, wzajemnie opowiadając o sobie lub dyskutując na temat wojny, polityki i kondycji współczesnego świata.
Sapkowski podczas tych rozmów porusza niemal wszystkie tematy, w tym wiele takich, które dziś uznawane są za tyle ważne, co niebezpieczne. Przemyślenia na temat śmierci i życia wiecznego, wygłaszane przez nieśmiertelnego wampira, czasem bawią, lecz ponad wszystko wzbudzają żywe zainteresowanie. Autor za jego pomocą porusza m.in. kwestię swobodnej interpretacji kultu życia wiecznego. Zauważa, że ludzie praktykują taki kult tak długo, dopóki o zmarłym myślą w formie przeszłej, a nagła wizyta zmarłego przed laty dziadka wywołałaby panikę i wcale miłym wydarzeniem by nie była.
W powieści poruszona zostaje nawet kwestia aborcji, gdy do zgromadzonych wśród Milvy mężczyzn dociera, że regularne nudności i postoje związane są nie z zatruciem pokarmowym. Sapkowski robi jednak dokładnie to, co powinien. Decyzję o swoim ciele i losie oddaje całkowicie w ręce ciężarnej, z męskiego towarzystwa łuczniczki czyniąc jedynie nieformalnych „ojców-opiekunów”, którzy przedkładają zdrowie i życie dziewczyny ponad wszelkie inne wartości, na ten czas odsunięte na dalszy plan, doskonale rozumiejąc, że ich zadaniem jest tylko i wyłącznie wsparcie.
Autor całkowicie zmienia za to losy Ciri. Odnaleziona niedgdyś przez Geralta dziewczynka stała się już młodą kobietą, która nauczyła się przekuwać niedawny strach i lęk w siłę, z początku okazywaną jako obojętność. Rozwój psychofizyczny dziewczyny następuje dosyć szybko i wybucha nagle. Niewiele myśląc dołącza do zbójeckiej bandy, jeżdżącej od wsi do wsi, rabując i zabijając tych, którzy staną im na drodze, szczodrze wynagradzając zaś tych, którzy są im przychylni. Przekonana, że została zdradzona przez bliskich, nie wiedząc tak naprawdę co się z nimi dzieje, Ciri wśród Szczurów odnajduje tych, których jej tak brakowało – przyjaciół. Podczas życia w siodle i nocowania gdzie tylko nadarzy się okazja, dziewczyna odnajduje siebie i pierwszy raz czuje, że ma swoje życie we własnych rękach. Odnajduje też coś jeszcze. Pierwszy raz odczuwa emocje, których wcześniej nie znała. Zakochuje się niespodziewanie i nagle, pierwszy raz dopuszczając do siebie kogokolwiek, w delikatnych dłoniach krótkowłosej szlachcianki Mistle, odnajdując miłość, pożądanie i pierwszy raz odczuwany pociąg seksualny. I chociaż świat patrzy na jej świeży, lecz intensywny związek, Ciri wie, że będzie bronić ukochanej najlepiej, jak potrafi. Z wzajemnością.
Na naszych oczach młoda wiedźminka, trenująca jeszcze niedawno fechtunek w Kaer Mohren, nastoletnia czarodziejka, ucząca się pierwszych zaklęć w przyświątynnej szkółce w Ellander, staje się prawdziwą kobietą. Pewną siebie, odważną i świadomą. Nawet jeśli to jeszcze jest tylko zewnętrzna warstwa, spod której wciąż jeszcze przebija skrzywdzona i porzucona przez najbliższych dziewczynka.
Poza licznymi wątkami psychologicznymi i rewelacyjnie wykreowanymi i rozbudowanymi postaciami, tak prawdziwymi, że chciałoby się usiąść razem z nimi przy ognisku, by całe noce słuchać ich historii, „Chrzest ognia” jest jednak przepełniony wojną. Najprawdziwszą, brutalną wojną. I kolejnymi, hałłakującymi oddziałami wojsk. Nigdy nie wiadomo jakie barwy mają żołnierze, których podjazd zwiastuje zbliżające się dudnienie końskich kopyt. Nigdy nie wiadomo czy samotny wędrowiec, przemierzający bezdroża, to uciekinier ze spalonej wioski lub zniszczonego miasta, czy też może zasadzka elfów, a niebo przykryją za chwilę śmiercionośne groty strzał. Noc rozświetlana łunami pożarów, dzień niosący smród palonych budynków i odór rozkładających się na gościńcach trupów oznacza tylko jedno: że całkiem niedawno przeszło tędy wojsko. I że z całą pewnością niedługo przejdzie kolejne, lecz nikt nie wie z której strony, czy będzie atakować czy też będzie atakowane. Poza tym zbroje, płaszcze, buty, czapraki, a nawet sztandary i cała reszta wojskowego oporządzenia ma zaskakującą właściwość szybkiej i częstej zmiany właścicieli.
Brutalny świat pogrążony w wojennym chaosie, śmierć leżąca na drogach, w lasach, wykrotach i wisząca na gałęziach drzew, a wśród niej wiedźmińska drużyna, pędząca ślepo na ratunek, niosąc przy okazji trochę dobra, często przypadkowego, to połączenie, które zostaje na długo w pamięci. Raz jeszcze Andrzej Sapkowski zagęszcza fabułę, sprawiając, że mrok, jaki nad nią wisi, jest aż gęsty, zapierając nie raz dech w piersiach.
Metryczka wydawnicza:
Tytuł: Chrzest ognia
Tom: 3
Autor: Andrzej Sapkowski
Wydawnictwo: superNOWA
Rok wydania: 2014
Rok pierwszego wydania: 1996
Liczba stron: 381