„- Jebać tradycję.
– Ominęłaś kawałek.
– Przepraszam.
– Za co?
– Nie słyszałaś?
– Jasne. A dlaczego tu jestem?
– Tego się obawiałam.
– Należało mu się od lat. Jeśli ktoś powinien przepraszać, to twój ojciec. Czasem nie rozumie, że wspieranie rodziny nie zawsze da się wycenić w złocie. Rozumie mniej niż kobiety. Pamiętam dzień, gdy zaczęła rosnąć ci broda. Ależ byłam dumna. Mała dziewczynka staje się kobietą.
– Mamo?
– Zawsze będę z ciebie dumna.
– Czemu… Ja nie…
– Twoje życie należy do ciebie. Nigdy nie stanę ci na drodze. Dobranoc, moja córko”.
Po udanej obronie miasta przed orkami i trollicą, Królowe Szczurów oddały się w wir świętowania, by następnego dnia obudzić się w nieoczekiwanych wcześniej okolicznościach. Partnerzy i partnerki, dawne i niespełnione miłości, jawne i skryte obiekty seksualnych westchnień lub najzwyklejsza w świecie samotność – oto rozpoczęcie nowego, idealnego dnia. Prawie idealnego, bowiem kac jeszcze nie minął, jeśli w ogóle już zdążył nadejść, a tu zjawia się posłaniec z rozkazem przybycia do burmistrza.
Na szczęście włodarz miasta ma do przekazania dobre wiadomości. Po krótkich wytłumaczeniach i zapłacie za uratowanie Palisady, Królowe poproszone zostają o wykonanie jeszcze jednej misji. Dziewczęta muszą odnaleźć panią Bernadettę, nazywaną przez nie Starszą Panią, ze względu na jej wiek, o kilka lat wyższy niż ich. Okazuje się, że to ona stoi za pułapkami zastawionymi na najemne grupy. Królowe Szczurów nigdy nie odmówią udziału w wyprawie, tym bardziej gdy można za nią nieźle zarobić. Problem w tym, że głównodowodzącym jest kapitan straży, który… zniknął tak samo jak Bernadetta.
Misja poszukiwawcza przebiega zgodnie ze Szczurzymi tradycjami. Krew tryska na wszystkie strony, pojawiający się znikąd wrogowie giną pod ostrzami mieczy, ciosami toporów lub rozbryzgują się po okolicy, potraktowani stosownym zaklęciem. Gdy w końcu udaje się odnaleźć Starszą Panią, wojowniczki natrafiają na kogoś jeszcze. Kogoś z kim Dee, nazywana przez niego Delilah, bez wątpienia była kiedyś połączona. Kogoś, kto niesie ze sobą informacje mogące zmienić bieg dalszego śledztwa. Szybko okazuje się, że za falą ataków stoi ktoś, kogo istnienia nikt się nie spodziewał. N’Rygoth, prastare bóstwo z wierzeń ludu Dee, z jakiegoś powodu jest bardziej żywe i namacalne, niż powinno. A co gorsza, zsyła na wszystkich rzeczy gorsze niż zwykła śmierć. Halucynacje i wspomnienia, o których Violet i Hannah wolałyby zapomnieć. Szczególnie Hannah, która wstydzi się, że nie jest czystej krwi elfką, a mieszańcem.
Drugi tom serii „Rat Queens”, noszący tytuł „Dalekosiężne macki N’Rygotha” to komiks zdecydowanie dojrzalszy od poprzedniego zeszytu. Za scenariusz niezmiennie odpowiada Kurtis J. Wiebe, dzięki czemu otrzymujemy szalenie interesującą historię. Po wprowadzeniu nas w nowy świat i życie jego mieszkańców, po przedstawieniu nam charakterów i osobowości głównych bohaterek, a także kilku postaci drugoplanowych, teraz Wiebe mógł przejść do rozwoju swoich pomysłów. Zrobił to płynnie i z gracją, niewyczuwalnie przechodząc z rozdziału do rozdziału, potem nieco przyspieszając, aż doszedł do momentu, gdy grunt się skończył i bohaterki zaczęły lecieć w przepaść. Czy też raczej w otchłań, bo to, czego jesteśmy świadkami w drugim tomie, jest właśnie wielowymiarową otchłanią.
Niziołek Betty, kultystka Dee, elfia czarodziejka Hannah i krasnoludka Violet rozpoczynają nowy dzień w doskonale nam znanym stylu, w towarzystwie całej plejady osobistości, z przekleństwami na ustach i nieodpartą chęcią, by zabawa trwała dalej. Jednak gdy wzywa je burmistrz, bez gadania stawiają się na posterunku. Awanturnicze życie w końcu kosztuje, gdy więc trafia się okazja zarobku, dziewczyny nie zwlekają i ruszają na szlak. Otchłań po raz pierwszy sięga w ich stronę, gdy zaczynają nimi targać emocje i lęki. Wydarzenia z poprzedniej potyczki, podczas której Hannah wyzwoliła niespodziewanie ponadprzeciętną moc, nie zostały przez nie jeszcze obgadane. Skrywane tajemnice zaczynają dręczyć, a żadna z nich nie wie, co myśleć tak naprawdę o swojej towarzyszce.
Drugi raz otchłań sięga po Królowe w trakcie ekspedycji. Z niewiadomego powodu część z nich wpada w halucynacje, zatapiając się w innych, dawnych światach. W czasach, gdy były jeszcze nastolatkami. Violet po raz kolejny przeżywa swój pierwszy bunt, gdy podczas turnieju organizowanego przez swój klan, spotyka krasnoludzicę, która zgoliła bujny zarost, wbrew krasnoludzkiej tradycji. W głowie młodej krasnoludki budzą się pierwsze wątpliwości co do swojej przyszłości, spotęgowane niewybrednymi, seksualnymi tekstami innych krasnoludów podczas poturniejowej biesiady. Młodzieńczy bunt osiąga apogeum.
W czasy swojej młodości cofa się także Hannah, błąkając się z matką po ulicach miasta, żebrząc o składniki. Tragiczne wydarzenia mające miejsce chwilę później sprawiają, że szybko przenosi się w późniejsze lata. Nieznana jej magia lub jej własna psychika jako ratunek od złych wspomnień wybrała moment seksualnego uniesienia z mężczyzną, którego Hannah do dziś przeklina… Tylko dzięki temu dziewczyna uświadamia sobie, że jest pod wpływem silnych czarów. Tak jak jej przyjaciółki i całe miasto.
Nad miastem zaczynają unosić się zapomniane demony, którym przewodzi prastare bóstwo z mrocznej wiary Dee. By się ich pozbyć Królowe Szczurów muszą zadziałać razem. Lecz jest ich tylko garstka. Zbyt mało na niepotrzebne ofiary. Lecz wystarczająco dużo, bo tym razem nie Hannah, lecz Dee dokonała tego, czego się od niej oczekuje. Otchłań sięga po raz trzeci.
„Dalekosiężne macki N’Rygotha” to świetnie wykonane fantasy, najczystszego gatunku. Kurtis J. Wiebe pozwolił sobie na stworzenie kilku fascynujących historii i połączeniu ich w jedność przy pomocy macek kałamarnicowatego boga okultystów. Królowe Szczurów tym razem nie sieką wrogów niemal na oślep, nie rzucają się w wir walki bez namysłu, zaczynają doceniać każde życie, a szczególnie bliskich im osób. Zaczynają doceniać przyjaciół, w tym ludzi, którzy jeszcze niedawno byli ich konkurentami na tym wątpliwym rynku pracy. I w końcu zaczynają doceniać swoje własne życia. Nawet wciąż faszerująca się halucynogennymi grzybkami Betty odczuwa strach o siebie samą.
Opowiadane historie gęstnieją z każdą stroną, komiks robi się powoli ciężki i nie można się od niego oderwać. Z niecierpliwością czeka się na kolejne wydarzenia, jak w naprawdę dobrej powieści. Mroku i ciężkości dodaje warstwa wizualna, już nie tak lekka jak w pierwszym tomie, a to za sprawą chorwackiego rysownika, Stjepana Šejicia, który swoją pracą wsparł Roca Upchurcha. Zmiany, które wprowadził są wielkie i zdecydowanie na plus. Wcześniejszą dbałość o szczegóły dodatkowo wzmocnił. Stonowane zostały barwy, a całość nabrała dusznego klimatu rodem z obrazów. Sceny retrospekcyjne nabrały odcieni kojarzących się ze słynną powieścią graficzną „Sambre”, Bernarda Yslaire’a i Balaca. I chociaż pierwszy tom zachwycał oryginalnością, wciągającą fabułą i wspaniałymi bohaterkami, tak ten tom jest znacznie lepszy. Szalenie miły dla oka graficznie, interesujący fabularnie, trzymający w napięciu, a nasze bohaterki, Królowe Szczurów, stały się jeszcze bardziej realne, niż wcześniej.
Tytuł: Dalekosiężne macki N’Rygotha
Tytuł oryginału: The Far Reaching Tentacles of N’Rygoth
Cykl: Rat Queens. Tom 2
Autor: Kurtis J. Wiebe, Roc Upchurch, Stjepan Šejić
Wydawnictwo: Non Stop Comics
Rok wydania: 2018
Rok wydania oryginału: 2015
Liczba stron: 136