„Pearl”, Ti West

przez Kulturalny Nihilista

Rok 1918, powoli dobiega końca I wojna światowa, za to swoje krwawe żniwo zbiera grypa hiszpanka. Oba te wydarzenia boleśnie doświadczają młodą Amerykankę Pearl (Mia Goth), dziewczynę żyjącą gdzieś na odludnej farmie w Teksasie, której mąż wyjechał do Europy walczyć, a ojciec jest sparaliżowany po przebyciu straszliwej choroby.

Codzienne obowiązki, takie jak karmienie zwierząt, przygotowanie obiadu czy mycie ojca Pearl (Matthew Sunderland) dzieli ze swoją matką (Tandi Wrigth), apodyktyczną i surową, wychowaną w duchu pruskiego Ordnung. Sama Pearl natomiast jest zupełnym przeciwieństwem matki. Marzy o karierze artystki, tancerki która wyrusza w wielki świat kinowych przebojów i Broadway’owskich musicali. Marzy tak bardzo, że nawet swoje zwierzęta nazywa imionami artystów, jak np. byczek Charlie, na cześć Charliego Chaplina. Czy też krokodyl Theda, od imienia pierwszego symbolu seksu w historii kina, Thedy Bary.

Wyczerpane wojną Stany Zjednoczone nie mogą zapewnić dobrobytu wszystkim swoim mieszkańcom. Szczególnie, gdy jest się kobietą żyjącą w tak konserwatywnym stanie. I gdy za matkę ma się Niemkę, a Niemcy nie są najbardziej szanowanym narodem.

Udając się do miasta po leki dla ojca, Pearl postanawia wstąpić do kina, by zobaczyć nowy film z tancerkami w roli głównej. Zafascynowana nim dziewczyna, nie chcąc od razu wracać do domu, przypadkiem poznaje lokalnego kinooperatora (David Corenswet), który zachęca ją do obejrzenia jeszcze jakiegoś filmu. Gdy dziewczyna odmawia, tłumacząc się byciem mężatką i domowymi obowiązkami, mężczyzna zaprasza ją ponownie w przyszłości, dając jej drobny, ale cenny upominek – wycięty kadr z kliszy filmu, który przed chwilą wyświetlano.

Ten jeden wycinek, wkrótce dana obietnica, że Pearl zostanie wyciągnięta z tego amerykańskiego końca świata wprost do kwitnącej, choć zniszczonej wojną Europy, nienawiść do rodzinnej farmy oraz niespełniona miłość do zaginionego gdzieś na froncie męża sprawiają, że skrywane szaleństwo wybucha.

Lecz prosta dziewczyna z Teksasu, nawet jeśli zdaje sobie sprawę z tego, że coś jest z nią nie tak, nie jet nauczona tłumienia swoich żądz. Surowe wychowanie matki nie sięga tak głęboko, jak głęboko sięgają widły. Zwłaszcza wbite w ludzkie ciało w gniewie i rozpaczliwym rozczarowaniu.

Mia Goth w filmie Pearl, Ti West, USA/Kanada 2022

„Pearl”, film w reżyserii Ti Westa, to prawdziwa uczta, choć nie od razu można się tego spodziewać. Na początku widzimy młodą dziewczynę, już mężatkę, choć postać grana przez Mię Goth sprawia wrażenie raczej dziewczynki. Kogoś pomiędzy Alicją z Krainy Czarów a Dorotką Gale, która wkrótce uda się do czarnoksiężnika z Oz. Bo i główna bohaterka ma coś z obu tych postaci.

Pearl jest cudownie niewinną, kruchą Amerykanką. Dorosłą kobietą w ciele młodej dziewczynki, która nie zdaje sobie sprawy z powagi, jaka ją otacza, nie dostrzega problemów gospodarczych, trudności społecznych, rodzinnego dramatu, toczącej się za oknami zarazy, ani trwającej na Starym Kontynencie wojny. Pearl dostrzega tylko światła Hollywood i Broadway’u, piękne kreacje tancerek i aktorek, oraz swoją własną niedolę, skazaną na wieczne życie na wzór swojej matki.

Domowe życie, pełne posłusznego wykonywania poleceń rodzicielki i usługiwania sparaliżowanemu ojcu, to nie jest jej bajka. Chociaż w tym wszystkim jeszcze tylko ojca darzy szacunkiem. Ojciec nie wydaje poleceń i nie krzyczy. I to nic, że nie może. Gdy połączyć z postacią ojca inne obecne w tym filmie postacie męskie, można mieć wrażenie, że mamy do czynienia z kompleksem Elektry.

Przychodzi w końcu moment, gdy granice wytrzymałości Pearl zostają przekroczone, a otaczająca jej psychikę bańka zaczyna pękać. Do całej pogmatwanej psychiki Pearl dołącza konflikt między kobietami, najpierw między córką a matką, a niedługo później między ubogą dziewczyną z farmy, a bogatą szwagierką z miasta.

Strach przed szaleństwem Pearl jest wręcz namacalny. I nie ma przed nim ucieczki.

„Pearl” to fantastyczny slasher, choć długo nie wiadomo jak potoczy się akcja. Bardzo mała ilość postaci i wspomniana już niewinność głównej bohaterki sprawiają, że widz ma wrażenie, że wydarzy się coś zupełnie innego, że niebezpieczeństwo nadejdzie spoza kadru, spoza widzialnego świata.

Bo przecież Pearl z Teksasu, tak bardzo przypominająca Dorotkę z Kansas, nie może chwycić za ostre narzędzie. I to nic, że Pearl, podobnie jak Dorotka, spotyka na swojej drodze strach na wróble. Z tą różnicą, że Dorotka rusza z bojaźliwym strachem do czarnoksiężnika. Pearl natomiast dosiada słomianą kukłę, odzierając ją z resztek jej martwej godności, czyniąc coś, co stawia tę Amerykankę dodatkowo obok słynnej Dolores Haze. Przynajmniej pozornie.

Pozory w końcu bardzo, bardzo mylą.

Czegóż to w „Pearl” Ti West nie zawarł! Liczne odniesienia do różnych dzieł literackich i filmowych, smaczki większe lub mniejsze, do wyłapania przez koneserów, stylistyka przypominająca filmy lat 50. w połączeniu z gatunkiem i konwencją z lat 70. i 80.. A do tego pokazanie „języka” zastosowanemu w 1934 roku Kodeksowi Haysa, który wprowadził cenzurę i mocno konserwatywny ton w przyszłe kino amerykańskie. W jaki sposób? Poprzez krótką, fabularnie uzasadnioną prezencję pierwszego filmu pornograficznego z 1915 roku.

Złotą gwiazdą tego filmu, inspirowanego Złotą Erą Hollywood, jest zdecydowanie Mia Goth. Jeden z lepszych krzyków, czy też wrzasków, w historii horroru. Głos i spojrzenie tak szczere i prawdziwe, że aż z niepokojem patrzy się na jej kolejne sceny. Tu naprawdę nie są potrzebne hektolitry sztucznej krwi, mroczna scenografia, ciemność ani psychopata w przebraniu. W „Pearl” psychopata ma smutne, zgnębione życiem spojrzenie.

I nosi ogrodniczki.

Tytuł: Pearl
Tytuł oryginału: Pearl
Reżyseria: Ti West
Scenariusz: Ti West, Mia Goth
Kraj produkcji: USA/Kanada
Rok produkcji: 2022

Kadry pochodzą z filmu:
- "Pearl", Ti West, USA/Kanada 2022
0 komentarz
3

Podobne posty

Zostaw komentarz