„Ma długą białą brodę i renifery dwa” – jak śpiewał Osioł w jednej z części kultowego filmu animowanego. Mowa oczywiście o Mikołaju – postaci znanej niemalże każdemu dziecku i dorosłemu, niezależnie od miejsca zamieszkania czy pochodzenia. Skoro więc prezenty już zapakowane, czekają pod choinką na rozpakowanie, może warto zastanowić się, ile tak naprawdę wiemy o tym brodatym jegomościu, który co roku w grudniu obdarowuje nas prezentami. I czy właściwie Mikołaj jest jedyną świąteczną osobistością, która odwiedza ludzi?
Postaci Mikołaja warto przyjrzeć się z dwóch perspektyw – historycznej oraz kulturowej. Taki podział jest konieczny dlatego, że mamy do czynienia z dwiema różnymi osobami, różniącymi się między innymi historią czy wizerunkiem. Mikołaj, ten właściwy dla historii, żył naprawdę. Inaczej jest w przypadku baśniowego Mikołaja, który ma niewiele wspólnego ze swoim pierwowzorem.
Święty Cudotwórca z Miry
Mikołaj z Miry, u naszych wschodnich sąsiadów znany także jako Święty Mikołaj Cudotwórca, żył na przełomie III i IV wieku w Mirze na terenie dzisiejszej Turcji. Był biskupem, który zasłynął swymi nadprzyrodzonymi dokonaniami. Znana jest opowieść, w której żeglarze zwrócili się do Mikołaja o pomoc, a ten objawił się im na statku, by pomagać, a także uciszyć szalejącą na morzu burzę. Mikołaj posiadał podobno także zdolności wskrzeszania. Jedna z historii mówi, że przywrócił do życia trzech młodzieńców, którzy zostali zabici za nieuregulowanie rachunku w gospodzie. Poza tymi nadzwyczajnymi czynami, pomagał także fizycznie pojedynczym osobom. Ze względu na swoje życie oraz wspomniane zdarzenia, stał się świętym Kościoła Katolickiego oraz Prawosławnego. Dlaczego jednak, pomimo setek lat, nadal żywa jest pamięć o nim, a jego imię radośnie wspominają dzieci?
Postać Świętego Mikołaja przez lata stała się personifikacją szlachetnych cnót: wrażliwości na potrzeby ludzkie, hojności i dobroci. Cechy te silnie zrosły się z postacią Świętego i przez lata przekazywane były następnym pokoleniom, a dzień jego śmierci, tj. 6 grudnia, stał się dniem nie tylko wspominania tego wyjątkowego człowieka, lecz przede wszystkim kontynuacją tradycji obdarowywania się wzajemnie prezentami. Papież Jan Paweł II nazwał Świętego Mikołaja: “patronem daru człowieka dla człowieka”. Jak wynika z historii, Mikołaj dostał po rodzicach wielki spadek, którym chętnie się dzielił. Wiąże się z tym pewna legenda – Mikołaj podobno rozdał cały swój majątek biednym. Jeszcze inna wersja opowiada o ojcu, który nie miał pieniędzy na posag dla swoich trzech córek, a gdy Mikołaj o tym posłyszał, wrzucił przez komin do domu rodziny trzy sakwy z pieniędzmi.
Nowe życie Mikołaja
Liczne legendy, którymi obrosła postać Świętego z Miry, ewoluowały przez lata i trafiały w coraz dalsze zakątki globu. Jedno stało się pewne – z Mikołajem z Miry trwale została powiązana tradycja wzajemnego obdarowywania się prezentami. Zwyczaj stał się bardzo żywy i popularny w krajach półkuli północnej, dlatego też w 1822 r., gdy Clement Clarke Moore wymyślał swoją baśń o Świętym, opisał, że Mikołaj przybywa swoimi saniami zaprzężonymi w renifery prosto z bieguna północnego. Dlaczego akurat biegun północny? W świecie Zachodu święta łączą się z zimowym klimatem, natomiast pochodzenie Mikołaja wskazuje na słoneczną Turcję. Z tego powodu umieszczenie jego postaci na dalekiej północy bardziej pasuje do grudniowej aury. Stąd mroźna, śniegowa atmosfera trafiła do kultury masowej i w takiej formie opowieści o Mikołaju były przekazywane dalej.
Od elfa do człowieka
Postać Mikołaja, choć wywodzi się z wizerunku biskupa, od XIX w. przechodziła poważne zmiany. Jeden z jego pierwszych wizerunków stworzony został przez wspomnianego już Moore’a w 1823 r. Według tego amerykańskiego profesora, Mikołaj był elfem, który jeździł miniaturowymi saniami. Na przeobrażenie postaci Świętego poczekać trzeba było aż do 1863 r., kiedy to Thomas Nast, amerykański rysownik, uczynił z Mikołaja człowieka o białych bokobrodach. Lecz i ten wizerunek nie zagościł na bardzo długo w świadomości ludzi. Za dzisiejsze postrzeganie Świętego Mikołaja odpowiada producent napoju Coca-Cola. W 1931r. na potrzeby reklamy Amerykanin Hudson Sundblom stworzył portret rubasznego starszego pana w czerwonym kubraku. Jego pierwowzorem początkowo był przyjaciel Sundbloma, a następnie on sam. Do 1964r. rysownik stworzył ponad 40 obrazów Mikołaja, w tym ten znany nam dzisiaj – z wielką siwą brodą. Od tego czasu koncern wykorzystuje powstały wizerunek, a rumiany mężczyzna uśmiecha się do nas każdej zimy z telewizyjnych reklam.
Ze Starego do Nowego Świata… i z powrotem
Pomimo tego, że Mikołaj przebył długą drogę z Turcji do Ameryki, zahaczając o biegun północny, szybko powrócił w pobliże miejsca swego pochodzenia. Gdy tylko pojawił się w Europie i zagościł na naszym kontynencie na dobre, zyskał także nowe miejsce zamieszkania. Z dalekiego bieguna północnego został przeniesiony razem z fabryką i elfami do Finlandii. Na północy tego kraju w mieście Rovaniemi w 1985 r. została utworzona wioska Świętego Mikołaja. Miejsce to znajduje się zaledwie kilka kilometrów na południe od linii północnego koła podbiegunowego. Władze Rovaniemi podtrzymują legendę o tym, że to właśnie tutaj przebywa Mikołaj, tu produkowane są zabawki, które następnie Święty rozwozi saniami zaprzężonymi w renifery. Z czasem pojawiły się i legendy, że Mikołaj nie mieszka sam, a ze swoją żoną. Chociaż miejsce to jest niezwykle popularne, a do lokalnej poczty trafia tysiące listów dzieci z całego świata, to jednak wiele osób twierdzi, że w rzeczywistości Mikołaj mieszka w innych miejscach na terenie Finlandii. Przykładem może być wzgórze Korvatunturi, czyli „Wzgórze-Ucho”, a wszystko dlatego, że jego kształt przypomina właśnie ucho, które podobno uważnie wysłuchuje życzeń dzieci.
Jeśli nie Mikołaj, to kto?
Zanim jednak brodaty jegomość stał się tym, który odwiedza nas z prezentami, na naszym kontynencie istniały także inne postacie, czasem o wyjątkowo nieprzyjemnej fizjonomii.
W Hiszpanii 8 grudnia zamiast człowieka podarunki przynosi pieniek z dwiema lub czteremi nogami, noszący dźwięczne imię Tío. Aby jednak dostać prezent, przez cały czas, który pozostał do świąt, Tío musi być karmione owocami oraz chlebem. Jednak i to nie wystarcza. Dzieci otrzymają drobne podarunki dopiero wtedy, gdy w wigilijny wieczór, razem z całą rodziną, będą okładać bożonarodzeniowy pień kijkami.
Bałkany, Grecję i Anatolię nawiedzają z kolei gobliny zwane Kallikantzaros. Według wierzeń te pokraczne, kosmate stwory przesiadują pod ziemią, piłując Drzewo Świata, by to upadło i obróciło się w proch razem z ginącą Ziemią, jednak 25 grudnia mogą wyjść na powierzchnię, by podokuczać ludziom, co też chętnie czynią. Gdy słońce nabiera rozpędu, a dni się wydłużają, co ma miejsce 6 stycznia, demony powracają do wnętrza ziemi, gdzie odkrywają, że Drzewo Życia samo się uleczyło, więc znów kolejny rok intensywnie go piłują, doprowadzając do nienadchodzącego upadku.
Są też regiony Europy, gdzie prezenty przynosi zwierzę, a dokładnie mówiąc kozioł. Szwedzki Julebocken rozdawał dzieciom upominki do XIX wieku, kiedy to tradycja zaczęła powoli przygasać, by na nowo rozpalić się w 1966 roku. To właśnie wtedy w szwedzkim mieście Gävle postawiono pierwszego od dawna gigantycznego, słomianego kozła. Zwierzę chyba nie jest jednak zbyt hojne, gdyż od tamtego czasu wielokrotnie próbowano kolejne figury podpalić, w tym kilkukrotnie w sposób zdecydowanie udany.
We Włoszech, 5 i 6 stycznia spotkać można kobietę przypominającą naszą Babę Jagę połączoną ze współczesnym, stereotypowym wizerunkiem wiedźmy. Befana, bo tak ma na imię, nosi czarny kapelusz z rondem i postrzępioną spódnicę, a zamiast sań, jak Mikołaj, porusza się… na miotle. I chociaż Befana prezentów nie rozdaje, skutecznie nakłania dzieci do szybkiego pójścia spać w wigilijną noc, gdyż kto ujrzy starą wiedźmę, może się z prezentami pożegnać. W tym czasie, gdy dzieci już śpią, rodzice mogą przygotować dla nich podarunki, a kobietę poczęstować winem. Zapewne nie tylko ją, by staruszka nie piła w samotności.
Na dalekiej Islandii również pojawia się bożonarodzeniowe zwierzę. Celtycki czarny kot, związany z prastarym świętem przesilenia zimowego, Jól, o pięknym imieniu Jólakötturrinn, raz do roku wychodzi z lodowej jaskini, by przed świętami odwiedzić mieszkańców wsi i miast. Wielki kocur nie dba jednak o ludzi, a o owczą wełnę, zjadając tych, którzy nie wykonali niezbędnych prac po jesiennym strzyżeniu owiec.
Chociaż naszych zachodnich sąsiadów odwiedza znany już nam Mikołaj, do pomocy ma kogoś, kto bynajmniej niewiele ma wspólnego z radością i szczęściem. Koźlorogi i koźlonogi, brodaty stwór Krampus odwiedza te dzieci, które były niegrzeczne, by zabrać je ze sobą, oszczędzając pracy Mikołajowi. W Niemczech i Austrii organizuje się nawet specjalne pochody, w których mieszkańcy przebierają się za Krampusa zakładając maski, narzucając skóry zwierząt i pobrzękując łańcuchami oraz dzwoneczkami idą ulicami miast.
Z kolei sąsiadów ze wschodu odwiedza nie Mikołaj, lecz gość równie stary jak on, z równie mroźnego miejsca, za towarzysza mając nie żonę czy piekielnego stwora, a wnuczkę. Pochodzący z miejscowości Wielki Ustig Dziadek Mróz znany jest na terenie niemal wszystkich krajów dawnego Związku Radzieckiego, w którym został najbardziej spopularyzowany, jako zamiennik swojego zachodniego kolegi. Przyznać jednak trzeba, że Dziadek Mróz znany był na wschodniej Słowiańszczyźnie na długo przed nim, a poza licznymi podobieństwami jest też sporo różnic. Dziadka Mroza rozpoznać można po szacie – zamiast kubraka, nosi długi kożuch, zarówno w kolorze czerwonym, jak i błękitny lub srebrnym, a na nogach nosi walonki. Nie jest też gruby, jak Mikołaj, a wysoki i silny, z kolei jego sanie nie są ciagnięte przez zaprzęg składający się z ośmiu reniferów, a przez trojkę – popularny w Rosji zaprzęg trójkonny.
Died Moroz rozdaje prezenty tradycyjnie w Nowy Rok, a jego postać utrwalona została w XIX-wiecznej literaturze rosyjskiej. W wykonywaniu tego zadania pomaga mu wnuczka, Śnieżynka – zrobiona ze śniegu dziewczynka o oczach z kryształów lodu i jasnosłomianych włosach, ożywiona na czas trwania największych mrozów, by stać się nieodłączną towarzyszką Dziadka. W przeciwieństwie do niego Śnieżynka nie może jednak pojawiać się w ciągu dnia, ponieważ promienie słoneczne roztopią delikatną materię, z której jest stworzona.
W zgodzie z duchem świąt
Niewiele jest obecnie wizerunków osób na ziemi, które w taki sposób jak Święty Mikołaj przeszły przez setki lat historii i nadal są tak bardzo lubiane przez ludzi z całego świata. Biskup, który z czasem stał się patronem dzieci, a następnie symbolem świąt Bożego Narodzenia, jest niezwykłą postacią. Przede wszystkim uczy wrażliwości na potrzeby drugiego człowieka, ale też zaraża dobrem i dodaje nadziei, że zawsze może nadejść poprawa losu. Jest także nieodłącznym elementem naszej kultury, w której zakorzenił się już dawno temu. Może warto więc w Noworocznej atmosferze, odpoczywając po przebytych świętach, przypomnieć sobie, że Mikołaj naprawdę istniał? Co prawda to nie on osobiście obdarowuje nas prezentami, ale za to jego imię i obecność ducha przynoszą nam wiele radości i ciepła w ciemne, w tym roku niestety niemroźne i niebiałe, zimowe wieczory.
Grafika: Alfons Mucha, Christmas in America, 1919
Tekst pierwotnie zamieszczony na portalu Educover.pl