Miłość nadprzyrodzona i zakazana, czyli jak to drzewiej w Polsce bywało ze sprawami sercowymi

przez Kulturalny Nihilista

Miłość zawsze była gorącym tematem, zarówno sąsiedzkich plotek, karczemnych rozmów, jak i kościelnych kazań. Jest to jeden z podstawowych elementów ludzkiego życia, a kochać chcieli wszyscy, niezależnie od wieku czy stanu. Oficjalnie o miłości, pożądaniu czy seksie mówiono niewiele. Były to tematy często zakazane, w końcu związane z nieczystymi popędami, od których jest tylko krok do popełnienia przerażającego grzechu. Jednak co zrobić, gdy serce rwie się do kochania? Jeśli miłość była odwzajemniona, problemów było nieco mniej. Gorzej, gdy kochano bez wzajemności. Wówczas do głosu docierały te elementy ludowej kultury, o których niektóre tęgie głowy wolałyby na zawsze zapomnieć.

Polska wieś doskonale wiedziała, że nie zawsze możliwe jest zdobycie ukochanego samą atrakcyjnością, zręcznym uwodzeniem czy obietnicami. Szczególnie świadomość taką miały kobiety. Nie chcąc wiązać się z byle kim, musiały wziąć sprawy w swoje ręce i sięgnąć do sił nadprzyrodzonych. Przeświadczenie o mocy magii, jako pomocy w znalezieniu miłości, nie było cechą charakterystyczną tylko dla ziem słowiańskich – czary miłosne istniały nie tylko na całym świecie, ale i niemal we wszystkich wcześniejszych wiekach. Wiadomo jednak, że spośród wszystkich krajów schrystianizowanej Europy, Polska wiodła prym jeśli chodzi tak o ilość magicznych sposobów, jak i częstotliwość ich używania. Czary miłosne stosowano bardzo często, czy to samemu, czy przy pomocy znajomych, rodziny, aż w końcu zatrudniając zawodowo parające się magią znachorki czy czarownice, a tych było niemało we wszystkich wsiach, miasteczkach i miastach.

„Śnież się, w duszy mojej śnież,
Piersi, nocą całowana,
Co zachować przez sen chcesz
Usta moje aż do rana!

Znój się, w ciele moim znój,
Miłujących rąk pogłado,
Coś mi dreszcz piększyła mój,
Przodując zadumą bladą!

Trwoń się, ogniu świecy, trwoń
Na tę pościel, na tę lnianą,
Gdzieś rozwidnił białą skroń
U nóg moich zapodzianą!”

Bolesław Leśmian, ***

Alfons Mucha, Madonna and the Lilies, 1905
„Palce nurza smukłe w czarnoksięskiej skrzyni mrok i wyciąga kukłę, co ma w nic utkwiony wzrok”, czyli arkana i tajemnice staropolskiej magii miłosnej

Najłatwiejszym, dostępnym i najczęściej stosowanym środkiem wywołania czyjegoś uczucia były wszelkiego rodzaju zioła, których używano na różne sposoby. Przyrządzano z nich napary do picia, wąchania lub noszono je jako amulety. Dawne zielniki, zarówno te medyczne, jak i rodzinne, przekazywane z pokolenia na pokolenie, wymieniały dziesiątki najróżniejszych ziół o mocy miłosnej. Pewna krakowska wróżka podczas procesu wyjawiła, że sama zna sześćdziesiąt różnych ziół stosowanych w magii miłosnej. Wśród nich wymienia się najczęściej lubczyk i serdecznik, których sama nazwa wskazuje pewne działanie, krzaczek bylicy bożego drzewka, kładziony pod poduszką, rojnik mający sprawić, by chłopcy się wokół dziewcząt „roili”, a także paproć, stosowaną w formie odwarów do picia. W powiecie krasnostawskim chłopak, który chciał w sobie rozkochać jakąś dziewczynę musiał: „W wigilję Wniebowzięcia Pańskiego, o godzinie 12-tej w nocy, rozebrawszy się do naga, pójść do lasu i tam poszukawszy paproci rodzaju męskiego, wyrwać ją zębami, a wracając do domu, nie oglądać się za siebie. Wróciwszy, wziąć zaraz kawałek cukru i zawiązawszy go z paprocią w watę i gałganek, nosić to pod prawą pachą przez 9 dni i nocy, po upływie tego czasu środek staje się skutecznym”.

Nieco bardziej drastyczne były czary wymagające ludzkich wydzielin czy fragmentów ciała, jak np. włosy czy paznokcie. Powszechne było przygotowywanie napojów z własną krwią, które następnie podawano ukochanemu, wymawiając przy tym regułki zawierające jego imię, a sugerujące, że nie będzie on mógł żyć bez zakochanej w nim dziewczyny, tak jak ona nie może żyć bez swojej krwi. Ogromne znaczenie miała tutaj krew menstruacyjna, przez Kościół uważana za nieczystą i godną pogardy, przez tradycje ludowe traktowana jako potężne źródło magiczne, zapewniające pożądanie mężczyzn.

Równie silne znaczenie miał pot. Na Warmii dziewczęta paliły swoje przepocone chustki lub tasiemki, by następnie proch z nich wymieszać z napojem lub potrawą, którą poczęstuje się ukochanego. W okolicach Gór Świętokrzyskich jeśli ktoś chciał obudzić szaloną miłość u kogoś powinien: „(…) pot z ciała swego zebrać i podać go w ośródce chleba ukochanej osobie do zjedzenia”. Szeroko rozpowszechnionym w Polsce i na Rusi zwyczajem było podanie ukochanemu wody, w której wcześniej się umyto. Oprócz potu również stosowano inne wydzieliny ciała, jak np. ślina. Miłość miało przynieść splunięcie wybrankowi lub wybrance do buta, odpowiednio kobiety do lewego, a mężczyźni do prawego.

Do grona sposobów drastycznych czy wręcz obrzydliwych dołączyć można wszelkie czary związane ze zwierzętami, a właściwie ich zwłokami i wnętrznościami. Proszek ze startego serca, wyłupionych oczów czy wydłubanej wątroby gołębia, uważanego za symbol miłości, był bardzo powszechnie stosowany, jak bywało z innymi tego typu specyfikami, jako dodatek do potrawy czy napoju. Na ziemi krakowskiej należało: „Wziąć serce gołębie, ususzyć, zetrzeć na proszek i dać go wypić kawalerowi, a od tej chwili będzie szalał za dziewczyną, która mu posłała ów napój”. Innym razem jednak tak spreparowanym „przysmakiem” kobieta częstowała zarówno ukochanego, jak i samą siebie, wymawiając przy tym różnego rodzaju regułki, jak np.: „Jako nie może gołąb bez gołębic, tak ty chrzczony mianowany, abyś nie mógł Janie beze mnie chrzczonej mianowanej Zofii”. Niektóre wróżki radziły dziewczynom, by zjadły surowe serce tego ptaka. Inne porady były bardziej skomplikowane, jak np. ugotowanie trzech gniazd gołębich z dziewięciornikiem, następnie zakopanie ich w ognisku, w garnku oblepionym gliną, przy wymawianiu stosownych formułek.

Wydaje się, że typowo polską tradycją było używanie kości nietoperza. W powiecie płockim wierzono, że włożenie ukochanemu pod poduszkę kości tego ssaka sprawi, że ten zakocha się w praktykującej taki czar dziewczynie. Zanim jednak to zrobiono, zakochana dziewczyna spotykała się z koleżankami w domu jednej z nich, w wigilię św. Jana, gdzie rozbierały się do naga, brały ze sobą nietoperza i biegły do lasu, by zakopać go w znalezionym mrowisku, tańcząc wokół niego i śpiewając. Dopiero gdy zostały ze zwierzęcia kości, można było odprawić czar właściwy:

„Białny Jan, białny Jan, w białnej koszulinie,
Zielony, zielony, w zielonej bylinie.
A my białne, przez koszuli,
I zielone przez byliny.
Leluja!

Kacoperz, kacoperz z kacoperzów rodu,
Służył ci u Jana białnego za młodu,
Zdejmowano z niego szaty,
Ostaną się ino gnaty.
Leluja!”.

Zakopywanie nietoperza żywcem znane było także na północnych rubieżach Rzeczypospolitej, tj. na Żmudzi, lub na ziemiach ruskich, m. in na Wołyniu, Podolu czy Huculszczyźnie. Po zakopaniu zwierzęcia o północy, uciekano jak najszybciej z lasu, żeby ustrzec się złych duchów i nie usłyszeć przeraźliwego wycia zwierzęcia. Po kilku dniach, najczęściej dziewięciu, należało przyjść przed wschodem słońca w to samo miejsce, nago, wyjąć garnek ze szczątkami nietoperza i ponownie uciec, nie patrząc do środka. Dopiero potem wyjmowano ze szkieletu dwie kości – jedną podobną do widełek, którymi przyciągano miłość, a drugą do grabek, którymi z kolei miłość odpychano. I tak używano ich np. w tańcu, niby przypadkiem zahaczając nimi wybranka.

Jeszcze inne czary dotyczą przedmiotów związanych z kościołem czy cmentarzem, takich jak woda święcona, rdza z kościelnych dzwonów czy fragmenty obrusów lub chorągwi, ziemia z grobu, kawałek trumny. Dziewczyna, która użyła takich strzępów, miała mieć wielkie powodzenia u płci przeciwnej:

„Jako ludzie kupą chodzą za tymi strzępkami,
Tak za tobą będą chodzić, ba, i diabli sami”.

Czech, który stracił swoją miłość, powinien o północy iść na cmentarz, wziąć trzy gródki ziemi ze świeżego grobu nieochrzczonego dziecka i rzucić je przez głowę oddalającej się uczuciowo partnerki, by ta na nowo zapłonęła do niego miłością. Z kolei kawaler z Kielecczyzny, który chciał ożenić się z wybranką, musiał zdobyć kołki z trumny i kawałek poświęconej kredy, następnie po kawałku oskrobać, a wióry dodać do wódki, którą podał ukochanej.

Nie zawsze dziewczęta same zajmowały się czarami miłosnymi. Równie często wynajmowały w tym celu którąś z wędrownych bab, czarownic czy znachorek. I tak jedna z nich zeznała, że poproszona została o zauroczenie pewnego krawca, co uczyniła o wschodzie słońca: „Witajcie, zorze, idźcież mi do tego Filipa, roztarniejże mu jego serce, iżby nie mógł ani pić, ni jeść bez niej, iżby nie miał woli ni do dziewki, ni do wdowy, ni do żadnego stworzenia, jedno do samej Łucji”. Innym razem podczas procesu Anna Maciejowa wyjawiła, iż: „Gloserównie i Lassocinej poradziła na żądanie ich, żeby z mrowiska, z gromady albo gniazda brały mrówki i warzyły je w wodzie, a wodą z nich kropili po domu, aby się tak owego domu ludzie trzymali, jako się mrówki onego gniazda trzymały”. Anonimowy czarownik z powiatu brzeskiego zalecał z kolei: „Chcesz mieć dziewkę, weź krwi ze zająca i zajęczej babki (rodzaj szczawu), domieszaj wosku, ulep świecę i zaświeć ją przed dziewką, a pójdzie za tobą”.

Niestety, życie często nie szło w parze z porywami serca, a ukochany bądź ukochana brali ślub z kimś zupełnie innym, co nie musiało się podobać nieszczęśliwie zakochanym. Ludowa magia i na takie przypadki miała swoje metody. W powiecie żywieckim starano się zapobiec zamążpójściu upatrzonej sobie dziewczyny poprzez wywiercenie dziury w drzewie, do którego przybity jest wizerunek Jezusa, a następnie włożenie do niej pukla włosów ukochanej i zatkanie owej dziury kołkiem. Zaklęta w ten sposób niewiasta miała nie wyjść za mąż tak długo, aż się dziury nie odkorkuje i nie wyjmie z niej włosów. W podhalańskim Dzianiszu, by poróżnić zakochanych, dotykało się ich gliną wydobytą spod zdechłego psa, mówiąc: „Bodajście się tak omierzli, jak ten pies”. Ponownie pod Żywcem panował zwyczaj przechodzenia między parą, sypiąc jednocześnie popiół z kości. Tak poczynione czary miały doprowadzić do rozpadu związku. Nieszczęśliwie zakochana Ukrainka powinna rzucić między dwa walczące psy kawałek soli, następnie zabrać ją i rzucić pomiędzy ukochanego a swoją rywalkę, mówiąc przy tym: „Żebyście się tak gryźli jak te psy”. Czesi z kolei rozłączali kochającą się parę poprzez rzucenie między zakochanych garści ziemi z cmentarza.

Jak zauważa Zbigniew Kuchowicz, wymienione wyżej czary należały raczej do niegroźnej magii białej, mieszcząc się często jeszcze w kategorii uroków. Stosowano jednak także inne czary, dużo groźniejsze, rozbijające małżeństwa, pozbawiające zdrowia a nawet życia, często praktykowane nie z miłości do kogoś, a z czystej zazdrości i nienawiści, że ukochany ma już kogoś innego. Mężczyźni byli raczej mniej sadystyczni w takich czarach. Ot, proszono np. aby czyjaś żona wydawała się małżonkowi brzydsza, żeby samemu można było ją pojąć: „(…) upodobawszy sobie, a będąc ku niej żądzą zapalony szpetną i nie mogąc inaczej jej użyć, przekupił czarnoksiężnika jednego, aby albo jej serce ku sobie skłonił, albo mężowi ją obrzydził; czarownik tedy oczy patrzących i samego męża tak omamił i zaraził, iż się żona owa klaczą zdawała”. Kobiety z kolei chciały się najczęściej rywalki pozbyć, stosując wobec niej rozmaite kary. W tym celu między innymi kładły wieńce panieńskie na trupie czaszki, paliły obrączki czy też żyły:

„Pal te żyły, a mów tak: 'Kurczcie się żyły,
Bodaj się tej łotryni członki tak kurczyły’”.

Wszelkie czary miłosne, zapewne w jakiś sposób skuteczne, spotykały się jednak z niechęcią osób czarowanych. Chłopcy niechętnie zgadzali się na spożycie podrzucanych im potraw czy napojów, a czasem i grozili zakochanym dziewczynom, żeby te przestały stosować na nich miłosne zaklęcia, co zauważył m. in. Oskar Kolberg, analizując tysiące miłosnych pieśni, piosenek, przyśpiewek czy ludowych poematów:

„Nie caruj mnie, moja, bo cię będę bijał,
Będę ja ta tobie – cary przypominał.
Nie caruj mnie, moja – tym carowidełkiem,
Bo cię będę bijał – z konika siodełkiem”.

Julia Kostsova, Ivan Kupala Night, 2014
„Śpiesz się, dziewczę, spragnione pieszczoty bezkreśnej!”, czyli seks nie z tego świata

Skoro była już mowa o miłosnych czarach, tak doskonale obrazujących ludową potrzebę miłości i bliskości, tak psychicznej jak i fizycznej, warto zostać jeszcze chwilę w sferze magicznej, skupiając się jednak nie na czarach, a na pewnych, istniejących w świadomości ludowej, demonach związanych w pewien sposób z seksem i uciechami cielesnymi. Dawna wieś obfitowała w najróżniejszego rodzaju byty metafizyczne, zjawy, upiory, demony i istoty nadprzyrodzone. I choć większość z nich była szpetna i pokraczna czy też przerażająca, to jednak natrafić można było na istotę nieziemsko piękną. Już samo odzianie demona czy upiora w ludzką skórę, w dodatku niezwykle pociągającą fizycznie, świadczyć mogło o dużych potrzebach i seksualnych fantazjach dawnych ludzi. Tym sposobem w słowiańskiej demonologii pojawiły się istoty tyle groźne i śmiertelnie niebezpieczne, co równie piękne.

Wspominając o demonach o pięknym obliczu, zacząć trzeba od rusałek. Rusałki znane były na znacznym obszarze Słowiańszczyzny. Według „Słownika Starożytności Słowiańskich” na wiosnę powracały z wodnych zimowisk, by znów zapełnić lasy i gaje swoją obecnością. Przedstawiane były jako piękne dziewczęta o długich, rozpuszczonych włosach, głowach przyozdobionych wiankami i o bladej cerze, choć w późniejszych czasach, jak zauważa Bohdan Baranowski, przedstawiane były także ze śniadą skórą. Radosne pląsy i zabawa przy świetle księżyca była dla nich tylko pretekstem, by zwabić mężczyzn, których następnie zadręczały na śmierć łaskotaniem. Niektóre źródła dodają, że wabiły nie tylko młodych mężczyzn, ale i młode kobiety, nawołując je miłosnym śpiewem. Pewnym rodzajem rusałek były rusałki wodne, wyobrażane jako młode dziewczyny, nagie lub ubrane w prześwitujące szaty, z rozpuszczonymi, zielonymi włosami ozdobionymi wodorostami. Kazimierz Wójcicki z kolei wspomina o rusałkach leśnych, o czarnych oczach i czarno-zielonych włosach, bladej cerze z rumieńcem, będących drobnej postawy. Jeszcze inaczej przedstawiane były rusałki polne. Leonard Pełka opisuje je jako kobiety młode lub w średnim wieku, z długimi, rozpuszczonymi włosami koloru szarego, ubrane w zwiewne, długie suknie, na głowach mając nie wianek, a błękitną chustę. Istotami podobnymi, zapewne będącymi połączeniem południc z rusałkami polnymi, były żytnice, wyobrażane nieodmiennie pod postacią pięknych dziewczyn: „(…) o rozpuszczonych włosach, ubranych w białą koszulę lub nawet chodzących zupełnie nago”.

Na Ukrainie i Łemkowszczyźnie, a w relacji Kolberga i na Podkarpaciu, znane były dalsze kuzynki rusałek, mawki. Ponownie wyobrażane jako urocze, młode dziewczyny, o modrych oczach, z włosami ozdobionymi kłosami i kwiatami bławatków i maków. Pogranicze polsko-litewskie oraz Białoruś były miejscami, gdzie mężczyźni natrafić mogli na świteziankę, zwinną i sprawną dziewczynę, ponownie nagą lub w powłóczystych szatach, z włosami złotymi lub zielonymi. O świteziance, zamieszkującej brzeg białoruskiego jeziora Świteź, opowiadał nawet Adam Mickiewicz:

„Ponad srebrzyste Świtezi błonie
Dziewicza piękność wytryska.

Jej twarz jak róży bladej zawoje,
Skropione jutrzenki łezką;
Jako mgła lekka, tak lekkie stroje
Obwiały postać niebieską”.

Podobnymi postaciami były dziwożony, z języka czeskiego tłumaczone jako „dzikie żony” lub „dzikie kobiety”. Dziwożony nie były wcale atrakcyjne, przedstawiane raczej jako bardzo owłosione, wynędzniałe i z wielkimi piersiami, na uwagę zasługuje jednak ich odpowiednik z terenów ukraińskiego Pokucia, dziwobaby. Według Oskara Kolberga: „(…) są to niewiasty nadludzkie, złośliwe, pełne namiętnej chuci ku obcowaniu z ludźmi, acz z sercem zimnym, nieczułym”.

Interesującymi demonami związanymi w pewien sposób ze sferą seksualną są latawce i latawice. Latawce utożsamiane były ze spadającymi gwiazdami czy też meteorytami, a każdy z nich wyobrażany był jako niezwykle przystojny młodzieniec ze złotym warkoczem. Odwiedzał on nocą kobiety, by oddawać się z nimi cielesnym uciechom i prostej, ziemskiej rozkoszy. Wójcicki tak opisuje przygodę dziewczyny z latawcem: „Latawiec, gdy wypatrzył sobie najpiękniejszą niewiastę czy dziewoję wiejską, zrywał ogniwo złote, którym był przykuty do nieba, i rzucał się z obłoków. (…) Żadna kobieta nie była w stanie oprzeć się potędze jego spojrzenia, a dotknięcie ręki Latawca zamieniało ją prawie w kamień. Wlepiała w niego oczy z nieopisaną rozkoszą, serce jej uderzało nie znanym jej nigdy uczuciem, pragnęła jego pieszczoty, a omdlewała w uściskach Latawca”. Miłość zakochanej w latawcu dziewczyny trwała jednak krótko, bo ta umierała pozbawiona sił lub z tęsknoty za kochankiem. Istniały w wyobrażeniach ludowych także latawice – piękne panny o złotych warkoczach i małych, błyszczących oczach. Latawice odwiedzały upatrzonych sobie młodzieńców, gdy ci spali, potajemnie ich rozkochując tak, by ci powoli umierali, trawieni nienaturalną miłością i nieugaszonym pożądaniem do swej niebiańskiej kochanki.

Spośród demonów odwiedzających ludzkich kochanków we śnie, Julian Tuwim wyodrębnił nałożnicę, nie skupiając się jednak na jej wyglądzie zewnętrznym, a na samym fakcie nocnego spółkowania z człowiekiem: „Czemu czart zmienia się w nalegacza (incubus) albo w nałożnicę (succubus); izali dla lubieżności? O. Nie z przyczyny lubieżności ani delektacji, jakoby dla siebie, ponieważ ducha ciała i kości nie ma, a zatem ani lubieżności ani delektacji czuć nie może, ale z przyczyny chciwości, zdrady i oszukania ludzkiego, aby tak mężów jako niewiasty w pożądliwym, szpetnym występku według ich skłonności naturalnej w ostatnią sromotę wprowadził”.

Jeszcze innym, a równie interesującym demonem jest wiła, wymieniana przez takich badaczy jak Kolberg, Baranowski czy Gieysztor, a przedstawiana jako niezwykle lekkie, niemal przezroczyste dziewczę o płomiennym spojrzeniu. Aleksander Gieysztor opisuje je z kolei jako: „(…) istoty ognistookie, czasem kozionogie, odprawiają samodivskie igrišča, pląsy o blasku księżyca. To piękne niekiedy i nagie dziewczyny, gromadą czarujące młodych chłopców”. W folklorze bułgarskim, a szerzej Słowian Południowych, istnieje istota odpowiadająca temu opisowi – samodiwa, podobna do wił, pokrewna rusałkom.

Wspomniane wyżej demony, czy też częściej demonice, nie wyczerpują nawet w połowie całej armii istot nadprzyrodzonych, które w ten czy inny sposób kusiły ludzi, by zdobyć ich serca, ciała, a w konsekwencji i dusze. Mnogość demonów związanych w pewien sposób z seksem sugeruje, że ludność słowiańska nie zadowalała się tylko i wyłącznie seksem realnym, a miłość do śmiertelnika czy śmiertelniczki, chociaż piękna, nie dawała w pełni tego, co oczekiwano. W tym przypadku namiętny stosunek z demonicą, nawet jeśli miałby skończyć się tragiczną śmiercią poprzedzoną wielodniowymi oberkami na łące, był całkiem interesującą wizją, choć nieco trudną do zrealizowania. Dlatego też czasem szukano miłości w inny sposób.

gallant 11101110, Kupala Night, 2017
„Nocą umówioną, nocą ociemniałą przyszło do mnie ciszkiem to przychętne ciało”, czyli staropolskie oblicze prostytucji

Bywało i tak, tutaj wieś nie była żadnym wyjątkiem, że pewne kontakty fizyczne zaczęły nosić znamiona swego rodzaju prostytucji. Nie była to jednak prostytucja w dzisiejszym znaczeniu; kobiety osiadłe nie czerpały z tego żadnych korzyści finansowych, czasem jedynie od kilku wiernych ich wdziękom mężczyzn dostawały drobne prezenty. Tomasz Wiślicz w jednym ze swoich opracowań przytacza kilka takich przypadków, np. pewnej mieszkanki wsi Ołpiny, która trzy razy uprawiała seks z miejscowym karczmarzem, a za każdy ze stosunków coś otrzymywała: „(…) pierwszy raz dał jej syra kawałek, drugi grosz pieniędzy, trzeci raz ją na służbę namawiał”, czy też historię Maruszki Obrochówny z Brunar Niżnich, która przyznała się do wielokrotnych stosunków z pokaźną liczbą mężczyzn: „1mo. Że najprzód był jej do tego grzechu pobudką pomieniony Jacko Szlichta, z którym wiele by razy ten grzech popełniła tego nie pamięta, ale że on był najnatarczywszym zawsze na nią to zeznała. 2do. Zeznała, że jako podczas wesela Ilka Bejdyka, z Janem Polańskim sołtysem pioruńskim już żonatym, na tym weselu będącym, pierwszy raz z nim dopuściła się w stajni stojący. 3tio. Zeznała, jako z tymże drugi raz dopuściła się u Panka w karczmie na boisku leżący. 4to. Zeznała, jako z Waniem młodzianem synem nieboszczyka Maksyma Szcześnika dopuściła się trzy razy, dwa razy u Maćka Furstaka w izbie w nocy, trzeci raz na popostwie także w nocy w izbie. 5to. Zeznała, jako z Tomkiem młodzionem, synem Piotra Marczaka, dopuściła się tego grzechu kilkanaście razy, nie pamięta siła. 6to. Zeznała, jako i z Waniem Gogocem dopuściła się dwa razy w lecie raz w izbie, drugi raz w stajni”.

Jak widać seksem cieszyli się nie tylko kawalerowie i panny, a także i osoby będące już w małżeństwie, i to pomimo znacznie surowszych norm, jakie wobec nich stosowano. Wiejska obyczajowość, ta sama, która cicho przyzwalała na pokątne igraszki osób wolnych, z wyjątkową surowością zabraniała stosunków pozamałżeńskich, za cudzołóstwo grożąc wręcz karą śmierci.

Chłopska etyka zabraniała nawet bliższych kontaktów między kobietą i mężczyzną będącymi w różnych związkach małżeńskich, czasem nawet i zbędnych rozmów, które wszak mogły prowadzić do zakazanego flirtu. Tu ujawnia się hipokryzja, która pokazuje rozbieżność między obowiązującymi normami a rzeczywistością. Z wielu względów, głównie praktycznych, często przymykano oko, szczególnie wtedy, gdy kochankowie lub kochanki któregoś z małżonków zamieszkiwały w najbliższym otoczeniu i pomagały przy wspólnych pracach: „Śmieje się jeszcze z tego i potuchy dodaje, którzy na swoich służbach mają co jeść i co pić, a oni się tem nie konte[n]tują, tylko się schadzają tam się umywać, tam się przewdziać i tam niesporne godziny opuszczają na tych s[w]ywolach, a to mąż wszystko widzi a tem się nie brzydzi”. Do względów praktycznych należy także chęć, a niemożność zajścia w ciążę. Bywało tak, że małżeństwo długo starało się o potomstwo, lecz z powodu bezpłodności męża było to niemożliwe. Wtedy za jego zgodą żona szła do wybranego wcześniej sąsiada, by to z nim, za zgodą jego żony, zajść w upragnioną ciążę. Wszystko to pokazuje, że choć społeczność chłopska była religijna, a i starała się żyć w zgodzie z prawem, to jednak wierność czy czystość nie stały najwyżej w jej hierarchii wartości. Większą za to wartością odznaczały się względy ekonomiczne, podtrzymanie i powiększanie rodu czy własna przyjemność. W końcu seks był jedną z niewielu rozrywek, którym chłopstwo mogło się oddawać, a przy tym był rozrywką ogólnie i łatwo dostępną.

Jednakże historia pokazuje, że moralność wkroczyła i do chłopskich izb. Mniej więcej od połowy XVIII wieku zmniejszała się wśród społeczności wiejskich tolerancja na przedmałżeńskie stosunki, aż w końcu zaczęto je traktować jako jawny nierząd, coraz surowiej potępiając takie wybryki. Seks, jeśli już go akceptowano, przenieść się miał tylko do małżeńskiego łoża. Chłopska kultura przyjmowała coraz częściej etykę seksualną narzucaną przez Kościół, który nie tylko straszył karami realnymi, ale także tymi pośmiertnymi.

„Oj, parobecku gładki,
nie chodź do mężatki,
będzies gozał w piekle
po same łopatki”.

Coraz częściej zaczęto także zwracać uwagę na wszelkiego rodzaju odchylenia od norm czy zboczenia. Coś co do tej pory nikogo nie oburzało, czy też może na co nie zwracano szczególnej uwagi, teraz zaczęło być traktowane jako grzech nieczystości. I tak pewien ksiądz Benedykt Chmielowski tłumaczył: „Cóż to jest nieczystość. Jest to skłonność człeka do cielesnych grzechów. A tych grzechów jest wiele: 1 cudzołóstwo, 2. grzech z wolną osobą, kazirodztwo, świętokradztwo, bestjalski grzech, sodomski grzech (czyli „męszczyzna z męszczyzną, albo białogłowa z białogłową”)”. I choć lista wymienionych grzechów z jednej strony przeraża, to z drugiej pokazuje ogromne spektrum sfery seksualnej chłopów doby staropolskiej, większe nawet niż dzisiaj moglibyśmy sądzić. Dopiero proces moralizatorski sprawił, że mieszkańcy wsi zaczęli bardziej kontrolować własne zachowania biologiczne, co jednak było procesem długotrwałym, gdyż ludowa kultura, praktykowana przez całe wieki, była frywolna, rubaszna czy wręcz czasem wulgarna.

Андрей Шишкин, На Купалу, data nieznana

Źródła:

– „Sejm piekielny. Satyra obyczajowa (1622 r.)”, Aleksander Brückner, Polska Akademia Umiejętności, Kraków 1903
– „Wesele: obrzędy i zwyczaje”, Henryk Biegeleisen, Instytut Stauropigjański, Lwów 1928
– „Procesy czarownic w Polsce w XVII I XVIII wieku”, Bohdan Baranowski, Łódzkie Towarzystwo Naukowe, Łódź 1952
– „Z dawnego Krakowa. Szkice i obrazki z XVII wieku”, Janina Bieniarzówna, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1957
– „W kalinowym lesie. Tom II. Antologia polskiej pieśni ludowej ze zbiorków polskich XVIII w.”, Czesław Hernas, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1965
– „Słownik Starożytności Słowiańskich. Encyklopedyczny zarys kultury Słowian od czasów najdawniejszych do schyłku XII wieku. Tom 4 P-R”, red. Gerard Labuda, Zdzisław Stieber, Zakład Narodowy imienia Ossolińskich, Wydawnictwo Polskiej Akademii Nauk, Wrocław-Warszawa-Kraków 1970
– „Wiersze”, Adam Mickiewicz, Czytelnik, Warszawa 1981
– „W kręgu upiorów i wilkołaków”, Bohdan Baranowski, Wydawnictwo Łódzkie, Łódź 1981
– „Miłość staropolska. Wzory – uczuciowość – obyczaje erotyczne XVI-XVIII wieku”, Zbigniew Kuchowicz, Wydawnictwo Łódzkie, Łódź 1982
– „Miłość ludowa. Wzory miłości wieśniaczej w polskiej pieśni ludowej XVIII-XX wieku”, Dobrosława Wężowicz-Ziółkowska, Polskie Towarzystwo Ludoznawcze, Wrocław 1991
– „Z zagadnień obyczajowości seksualnej chłopów w Polsce XVI-XVIII wieku. Przyzwolenie i penalizacja”, Tomasz Wiślicz, [w:] „Lud. Tom LXXXVIII”, Polskie Towarzystwo Ludoznawcze, Warszawa 2004
– „Wielka Księga Demonów Polskich. Leksykon i antologia demonologii ludowej”, Barbara i Adam Podgórscy, Kos, Katowice 2005
– „Wiejskie zaloty w Polsce XVII-XVIII wieku. Sposoby doboru partnera seksualnego i kryteria atrakcyjności w środowisku chłopskim Rzeczypospolitej w okresie „przedetnograficznym””, Tomasz Wiślicz, [w:] „Studia Historica Gedanensia. Tom III, Historia flirtu”, Wydawnictwo Uniwersytetu Gdańskiego, Gdańsk 2012

Grafika:
- Семён Леонидович Кожин, Иван Купала. Гадание на венках, 2009
- Alfons Mucha, Madonna and the Lilies, 1905
- Julia Kostsova, Ivan Kupala Night, 2014
- gallant 11101110, Kupala Night, 2017
- Андрей Шишкин - На Купалу, data nieznana
0 komentarz
7

Podobne posty

Zostaw komentarz