„To miejsce nazywa się La Bartolina. Leży nieopodal Calatayud, sto kilometrów od Saragossy. Szeroki wąwóz zamyka z jednej strony wysoka skarpa, z drugiej obły pagórek. Jeszcze wiele lat po wojnie ludzie bali się tu przychodzić nocą. Nad łąką pokazywały się błękitne ogniki. Duchy, mówili jedni. Bzdura, denerwowali się drudzy. To nie żadne duchy. To kości fosforyzują. Płytko leżą.
Rzeczywiście płytko leżały. Zimą, gdy padało i strumyk przybierał, woda wymywała kręgi i paliczki, niosła je ze sobą, zostawiała na brzegach. Czasem porywały je zwierzęta, rozwlekały po okolicy. Czasem przychodzili ludzie i zbierali kostki do woreczków, koszyków. Pewnie też kogoś szukali, pewnie chcieli coś pochować.
Inni przychodzili po ołów. Chodzili zgarbieni po łące, dłubali w sypkich ścianach skarpy. Szukali kul. Ludzie z Calatayud, z okolicznych wsi szeptali, że było tego tyle, że niektórzy długie lata żyli ze sprzedaży ołowiu.
Szeptali tez, że w wąwozie musi leżeć z osiemset ciał. Najprawdopodobniej to tutaj falangiści rozstrzelali Manuela.
Najprawdopodobniej. Nigdy się tego nie dowiemy, tak jak nigdy nie dowiemy się, ile ciał leżało po skarpą”.
Gdy 14 kwietnia 1931 roku proklamowana zostaje Druga Republika Hiszpanii, nikt jeszcze nie podejrzewa, że stanie się ona areną bratobójczych walk i okrutnych mordów; że już za kilka lat naruszona zostanie ziemia w całym kraju, zmieni się krajobraz. Nikt, poza nieliczną jeszcze grupą ludzi, którym nie podoba się nowy ustrój i kosmopolityczne, liberalne nastawienie rządu. Świeckie reformy, aprobowane przez środowiska robotnicze, spotykały się ze sprzeciwem bogatszej części społeczeństwa i Kościoła. Gdy w listopadzie 1933 roku do władzy dociera CEDA – federacja partii prawicowych i katolickich, sprzeciwiają się temu politycy i zwolennicy anarchizmu i komunizmu. Kilka miesięcy później rozpoczyna się Rewolucja 1934 – fala strajków i protestów przeciwko konserwatywnej władzy. Kolejne wybory z 1936 roku przynoszą następne zmiany. Tym razem niezadowolenie wyrażają prawicowi wojskowi. Generałowie José Sanjurjo i Emilio Mola przygotowują zamach stanu, wymierzony we Front Ludowy. Wkrótce dołącza do nich generał Francisco Franco, który da się poznać całemu światu jako jeden z największych dyktatorów XX wieku. Wszystko za sprawą wojny domowej, która rozpoczyna się w lipcu 1936 roku. Trzyletni konflikt staje się preludium do mającej nadejść II wojny światowej.
Lata 1936-1939 przyniosły Hiszpanii wiele strat. Umierają starzy i młodzi, wysoko wykształceni i prości robotnicy. W przeważającej części mężczyźni. Dziadkowie, ojcowie, bracia, mężowie, synowie. Umierają też kobiety, ale ich jest niewiele. Różne źródła i różni badacze podają odmienne ilości ofiar. Po stronie nacjonalistów między 50 a 70 tysięcy ludzi. Po stronie republikanów 90 do 180 tysięcy. Część z nich znajdzie się na uprzywilejowanych miejscach. Głównie będą do zwolennicy generała Franco. Wielu zostanie ogłoszonych męczennikami za wiarę, część zostanie wiele lat później błogosławiona. Znaczna część frankistów otrzyma własne groby. Część nawet miejsca w specjalnych kryptach. Szczególnym wyróżnieniem będzie dla nich przeniesienie ciała do Valle de los Caídos – wyrytej w twardej skale Doliny Poległych.
Dolina Poległych – gigantyczne mauzoleum upamiętniające ofiary hiszpańskiej wojny domowej, z kryptą wydartą wprost z litej skały Cuelgamuros w górach Guadarrama; odległa o 50 km od Madrytu. Pierwsze prace przy tej gigantycznej krypcie rozpoczynają się w 1940 roku. Budową zajmują się trzy prywatne przedsiębiorstwa, zatrudniające zarówno wolnych robotników, jak i więźniów zwożonych z przepełnionych więzień. Przepełnionych tak bardzo, że na cele przerabiane są nawet budynki kościołów. Monument powinien być zakończony na drugą rocznicę Zwycięstwa – 1 kwietnia 1941 roku. Tymczasem jedyne czego dokonano do tej pory, to wydrążenie niewielkiego tunelu i wydobycie ze skały kilku ton gruzu. Na szczęście chętnych do pracy jest wielu. Ostatecznie praca przy Dolinie Poległych zapewnia dostęp do lekarza, znośne wyżywienie, lepsze traktowanie, a z czasem na jej terenie powstaje nawet miasteczko pełne baraków, do których osadzeni mogą sprowadzić swoje rodziny. Powstaje nawet niewielka szkoła, w której uczyć zaczyna skazany republikanin. I chociaż cała Dolina jest wielkim więzieniem, to jednak można z niego uciec przez lasy Guadarramy. Surowy krajobraz kraju nie zachęca jednak do zbyt wielu ucieczek. Poza tym dopóki trwa budowa, można jakoś przeżyć, a państwo nawet zapłaci za wykonywaną pracę. Kwoty są niewielkie, po części przekazywane rodzinie więźnia, a po części wpłacane na specjalną książeczkę oszczędnościową, którą skazany otrzyma po odsiedzeniu wyroku. W sumie więźniowie pracują przy Dolinie Poległych od 1943 do 1950 roku – 7 lat z 20, które będzie trwać budowa.
Gdy wyryty w skale monument będzie na ukończeniu, pozostanie stosowne ozdobienie go. Generał Franco ma już w głowie projekt krzyża, który ma znaleźć się nad kryptą, na wzniesieniu. Krzyż ma być prosty i monumentalny. Dyktatora nie obchodzi to, że prosta rzeźba stojąca na jednej nodze, z rozłożonymi ramionami, nie utrzyma się w pionie w takim miejscu. Potrzebne jest rozszerzenie jego podstawy, co nie podoba się generałowi. Jedyną odpowiadającą mu koncepcję wysnuł Diego Méndez – krzyż będzie zgodnie z wolą Generalissimusa prosty i oszczędny, ale na dole podtrzymywać go będzie czterech ewangelistów oraz cztery cnoty kardynalne. Gdy zostanie ukończony w 1956 roku, będzie przez długi czas największym krzyżem na świecie. Złośliwi mówili, że tym samym Franco rekompensował sobie swój własny wzrost, niższy od Mussoliniego czy Hitlera.
Pozostaje jeszcze obsadzenie wnętrz krypty ciałami poległych ofiar. Najpierw i przede wszystkim ofiar republikanów. Poległych falangistów, zwolenników generała Franco i Państwa Hiszpańskiego, nacjonalistów. Poległych od kul wystrzelonych przez komunistów, republikańskich partyzantów i anarchistów. Rozpoczynają się ekshumacje i trwa przenoszenie tysięcy trumien, by następnie ustawić je w odpowiednich miejscach, zostawiając dwa honorowe – na ciało zabitego w 1936 roku w „imię Boga i Hiszpanii” José Antonio Primo de Rivera, założyciela Falangi i nacjonalistycznego męczennika. Oraz na ciało samego generała Franco, gdy tylko nadejdzie jego czas. Dużo później, gdy do ludzi dotrze, że Dolina Poległych stała się pomnikiem zwycięzców, zamiast pomnikiem zjednoczenia, wszystkich ofiar wojny domowej, do krypty sprowadzi się także ciała „rojos” – „czerwonych”. Rozpoczną się wielkie poszukiwania. Ciała zwolenników Republiki znajdują się wszędzie – w suchych studniach, zasypanych rowach, zbiorowych mogiłach, o których nikt wówczas nie mówi, a wiele lat później, już w XXI wieku, gdy Hiszpania będzie chciała ekshumować nieodnalezionych, okaże się, że wielu z nich pochowanych zostało pod drzewami, w sadach, na uboczu pól uprawnych. Hiszpańska ziemia nosi w sobie kości tysięcy ofiar obu stron konfliktu. Lecz przez długi czas tylko jedna ze stron była znacznie gloryfikowana i chowana w stosownym obrządku i z należnym szacunkiem.
„Strup” Katarzyny Kobylarczyk to książka przede wszystkim o poległych. O historii XX wieku, gdy budowana była Dolina Poległych, która miała zjednoczyć hiszpański naród i stać się symbolem zwycięstwa nad nadciągającym ze wschodu komunizmem, a stała się kolejną kością niezgody. Kobylarczyk przedstawia całą historię monumentu, przedstawiając czytelnikowi losy jej projektantów oraz budowniczych, tym ostatnim poświęcając bardzo wiele stron. Dowiadujemy się, że miejsce, które od początku kojarzyło się z kaźnią i śmiercią, było paradoksalnie wyrwą na terenie kraju, w której w miarę normalnie toczyło się życie. I chociaż dla wielu była przekleństwem, znajdowało się także wielu takich, którzy traktowali pracę w niej jak błogosławieństwo.
Przy okazji autorka nakreśla sytuację panującą w hiszpańskich więzieniach. Informuje czytelnika zarówno o ich stanie osobowym, mówiąc wprost o przeraźliwym przeludnieniu spowodowanym licznymi represjami, jak i o życiu w poszczególnych placówkach, których ilość znacznie wzrosła w latach 40. Z informacji, do których dociera autorka wynika, że w więzieniu Ciudad Real przebywało od 1300 do 2200 więźniów, gdy miejsce przeznaczone było dla zaledwie 100 osadzonych. Przepełnione były nawet placówki dla kobiet, w tym zaprojektowane dla 500 skazanych Las Ventas, w którym w kwietniu 1939 roku wyrok odsiadywało 3500 kobiet i dziewcząt.
Ponad wszystko jednak Katarzyna Kobylarczyk mówi o zmarłych, którzy gęsto pokryli niemal całą hiszpańską ziemię. Oddaje głos ich przodkom, którzy końcem XX i początkiem XXI wieku rozpoczęli, często na własną rękę i własnym nakładem finansowym, żmudną pracę poszukiwania ciał ojców, dziadków, wujków i braci. Przy odrobinie szczęścia natrafiali na nie szybko. Wystarczyło spotkać kogoś, kto 70 lat temu był dzieckiem i słyszał strzały nieopodal domu lub widział opancerzone pojazdy transportujące skazanych na śmierć. Czasem trafił się ktoś, kto miał sąsiada, który obrabiając swoje pole zawsze omijał jeden jego fragment, przekonany, że w tym właśnie miejscu znajduje się zbiorowa mogiła. Wówczas pozostaje wynająć koparkę z doświadczonym operatorem, który wyczuwa różnicę nacisku ziemi i kilkoma ruchami potwierdzi, że płytko pod ziemią znajdują się kości lub pozostałe fragmenty odzieży.
Szczęśliwców, którzy mogą odnaleźć swoich zamordowanych krewnych jest jednak niewielu. Kobylarczyk rozmawia i podróżuje z nimi, chcąc dowiedzieć się jak najwięcej. Często jednak nie da się dowiedzieć niczego. 80-90 lat po wojnie domowej niemal wszyscy jej świadkowie nie żyją. Ilość nieodkrytych grobów i nieodnalezionych ciał wciąż pozostaje nieznana, jednak szacunkowe dane są ogromne.
Autorka w swojej książę oddaje w pewien sposób cześć poległym, niezależnie od tego czy zostali odnalezieni i pochowani pod własnym nazwiskiem, czy też są tylko odległym wspomnieniem prawnuków bądź rodzinną opowieścią, przekazywaną z pokolenia na pokolenie, by kraj nie zapomniał. Oddaje im cześć co jakiś czas podając dane i okoliczności lub powód śmierci którejś z ofiar, jak np.:
„Umierają:
Valerico Canales Jorge, lat 29, żeniec.
W rowie.
Jego młodszy brat Victorino. Na froncie.
Feliciano Ciruelos del Val, lat 31 (?), ojciec.
Pięć dni po narodzinach córki.
Juan Bautista Arnau Itarte, lat 48, optyk.
Zamordowany przez marksistowskie hordy.
José Eleuterio Romano Ullate, lat 58, stolarz-hebenista, alkad Cascante.
Bo nie myślał tak jak oni”.
Bo chociaż nagrobek to symboliczny, wojna domowa miała miejsce naprawdę.
Metryczka wydawnicza:
Tytuł: Strup. Hiszpania rozdrapuje rany
Autor: Katarzyna Kobylarczyk
Wydawnictwo: Czarne
Rok wydania: 2019
Liczba stron: 275