„Tajemna strona Świąt. Bestiariusz i mroczne tradycje”, Linda Raedisch

przez Kulturalny Nihilista

„Czy naprawdę odwiedziły nas te wszystkie duchy, czy to był tylko sen? Gdyby zapytać duchy, być może powiedziałyby: „Tak, to był tylko sen”, ponieważ nie chcą ingerować w nasze życie: dlatego swoje wizyty ograniczają do kilku dni w roku.
Co powiedziałyby dzieci, gdyby potrafiły rozmawiać o takich rzeczach? Większość maluchów święta Bożego Narodzenia przeżywa impulsywnie, bez zastanawiania się nad nimi i bez wspominania. Przyglądamy się tym, które przeżywają je inaczej: chłopcu, który sztywnieje i nie uśmiecha się, gdy Święty Mikołaj sadza go sobie na kolanach, dziewczynce, która w świąteczny poranek podchodzi do swojej wypchanej skarpety z uczuciem niepokoju, choć wyraźnie widzi wystającą z niej smutnooką maskotkę. Te dzieci wiedzą. Skarpeta, która dorosłym nie wydaje się niczym niezwykłym, została wypchana za pośrednictwem sił nadprzyrodzonych i dlatego należy się z niż obchodzić ostrożnie. Gdy zabawki zostaną wyciągnięte i rozpakowane, będą należeć do dziecka, ale do tego czasu należą do Innego Świata.
(…) Przyjmowanie prezentów od Świętego Mikołaja jest w porządku, powiedziałyby Ci e dzieci, podobnie jak i jest w porządku przyjmowanie prezentów od Dzieciątka, Barborki i Czarownicy Epifanii, ponieważ są nagrodami i zachętą do pozostania po naszej stronie zasłony. (…) Nie dlatego, że duchów nie można zaczepiać czy też oglądać ich w całej grozie lub chwale, lecz dlatego, że nie powinno się tego robić, jeszcze nie teraz. Jeśli chcesz je o coś zapytać, jeśli chcesz dowiedzieć się czegoś więcej, wystarczy, że trochę poczekasz – nie całą wieczność, a tylko do końca życia”.

Czas świąt Bożego Narodzenia to wyjątkowy okres, który kojarzy się przede wszystkim z wigilijną kolacją, prezentami pod choinką czy pasterką, odprawianą o północy po wigilijnej wieczerzy. Święta jednak szybko mijają, a ich magia się ulatnia. A co jeśli wcale tak nie jest, okres świąteczny nie trwa trzy dni, a wydłużony jest od 12 najważniejszych dni, aż do trzech miesięcy?

Wszystko zależy od regionu Europy. Najwcześniej, bo już od połowy października, świętować zaczyna Szwecja. Choć związane z Bożym Narodzeniem, przypadające na październik Álfablót poświęcone było elfom. Po zakończeniu żniw i stosownym utuczeniu zwierząt, gdy mieszkańcy wioski mieli już pewność, że zrobili wszystko, by przetrwać surową zimę, mogli złożyć odpowiedni hołd elfom, istotom znanym w Skandynawii od już od epoki brązu. Bardziej czczono elfy jasne, zamieszkujące niebiosa, będące pośrednikami między słońcem a ludźmi, to te aż do XX wieku wielu Szwedów składało im dziękczynne ofiary z mleka, podanego w kamiennym kubku.

Chociaż wraz z nadejściem chrześcijaństwa jasne elfy zostały przemienione w anioły, niebiańskie istoty, to jednak dla mieszkańców były one czymś więcej. Były obecne w krajobrazie, tworząc pola, łąki, jeziora, rzeki i wszystko to, z czego człowiek mógł korzystać w surowym klimacie północy.

Elfy razem z pierwszymi osadnikami dotarły m.in. do Islandii, gdzie nazwani zostali Huldufólk – ukryci ludzie. Związek z tą nazwą ma chrześcijaństwo, a konkretnie jedna z teorii dotyczących Adama i Ewy. Gdy Bóg przybył do pierwszych ludzi w odwiedziny, na długo po wygnaniu ich z Edenu, Adam i Ewa mieli już tyle dzieci, że niemożliwym było zajęcie się wszystkimi naraz. Gdy więc Bóg poprosił o pokazanie potomków, Ewa przedstawiła mu tylko te dzieci, które były czyste, brudnym każąc się schować. Od tej pory, skoro ukryci z woli Ewy, ludzie ci mieli zostać ukryci już dla wszystkich, na zawsze, to też według islandzkiej tradycji zamieszkują kurhany, kopce czy skały, z rzadka pokazując się żywym ludziom, doprowadzając do ich zguby.

Jeśli więc w jedną z długich, islandzkich nocy, zdarzy się nam wędrować po wyspie, lepiej pamiętać o ofierze dla elfów, które nie mogą z żywymi cieszyć się nadchodzącym Bożym Narodzeniem.

Od połowy listopada czas obchodów robi się bardziej intensywny. 25 listopada, w Dzień Świętej Katarzyny, zamęczonej kolczastym kołem, należało zająć się pozostała do uprzędzenia wełną, by zdążyć przed końcem najważniejszych dwunastu dni Bożego Narodzenia i nie kusić złych duchów, by nas odwiedzały. W Anglii jest to czas, w którym zaplata się wieńce z bluszczu, którymi później ozdobi się domy. Bluszcz nie jest oczywiście jedyną rośliną do wieńca, funkcjonuje w parze z ostrokrzewem, lecz ten, uważany za męski, nie może być używany podczas tego święta. Choć bluszcz odpędzał pecha, jaki przynosił ostrokrzew, nie można było przesadzić z ilością bluszczowych ozdób w domu, gdyż ponad wszystko roślina ta uznawana jest do dzisiaj za roślinę cmentarną.

Kobiety również mogą świętować 29 listopada, w wigilię Dnia Świętego Andrzeja, kiedy to choćby w polskiej tradycji pełno jest najróżniejszych wróżb, najczęściej dotyczących czasu zamążpójścia i cech przyszłego małżonka. Jeśli jednak przyjdzie nam świętować w Rumunii, trzeba bezwzględnie pozamykać wszystkie otwory w domach, a dziurki od klucza natrzeć czosnkiem, ponieważ tej nocy wampiry są szczególnie silne i ochoczo opuszczają swoje kryjówki, czując, że czas mroku i długich nocy właśnie nadszedł.

Lecz jeśli nie uda nam się tej nocy powróżyć, już 3 grudnia przypada wigilia Dnia Świętej Barbary. To właśnie w ten wieczór można wyjść by znaleźć „gałązkę Barbary”, czyli gałązkę wiśni, którą następnie wkłada się do wody i próbuje skłonić ją, by zakwitła przed Wigilią. Niemki używają kwitnących Barbarazweigen tylko do dekoracji, jednak Czeszki chętnie korzystają z wróżby, starając się, bo własnoręcznie zerwana Barborka dała im informację czy, kiedy oraz kogo mogą poślubić.

Tymczasem noce stają się coraz dłuższe, według kalendarza juliańskiego swój szczyt osiągając 13 grudnia, w Dzień Świętej Łucji, szczególnie czczonej w Szwecji. W ten dzień spośród licznie zebranych dziewczynek, ubranych w długie białe suknie przepasane czerwoną wstążką, z wieńcem z gałązek borówki brusznicy lub bukszpanu, w którym osadzone jest co najmniej sześć świec, wybierana jest oficjalna Łucja, która przewodniczy pochodowi, niosąc przez mrok zimowej nocy światło i blask. Żeby ów blask mógł dotrzeć do każdego domu, Szwedzi już dzień wcześniej przygotowują złociste bułeczki szafranowe, nazywane Lussekatter, czyli „koty Łucji”. Postać i kult szwedzkiej Łucji wiązany jest nie tylko z postacią świętej, lecz także z nordycką boginią płodności Freją, której rydwan ciągnęły właśnie koty.

W Dzień Świętej Łucji trzeba się jednak pilnować, bowiem rozpoczął się czas, gdy spotkać można jednego z bożonarodzeniowych, wygłodniałych trolli Jólasveinar.

Po tym dniu zaczyna się gorączkowe przygotowania do właściwych dni świątecznych, właściwych z naszego obecnego punktu widzenia. W tradycji chrześcijańskiej rodzi się Jezus, w odwiedziny z prezentami ponownie przychodzi Mikołaj, a wraz z nim całą gromada innych naprzyrodzonych istot. Mamy więc Dzieciątko, w Niemczech nazywane Christkindl, w krajach niemieckojęzycznych z prezentami przychodzi najczęściej Knecht Ruprecht. W Holandii i Belgii zamiast Mikołaja domy odwiedzają Sinterklaas oraz Zwarte Piet – Czarny Piotruś. Nikt nie wydaje się być jedna tak straszny, jak alpejska Perchta, zwana jest Berchtą, która przy okazji odwiedzin, w święto Trzech Króli, może rozciąć nam żołądek, wyjąć wnętrzności, a zamiast nich włożyć pakuły i kamienie. Może więc lepiej zawczasu przemyśleć świąteczne objadanie się i lekko je ograniczyć?

Szczególną ostrożność powinny zachować dzieci. Brak prezentów pod choinką to błachostka, zwłaszcza gdy zamiast brodatego jegomościa w drzwiach pokoju zjawi się koźlonogi koszmar z najstraszniejszego snu. Na czeskie dzieci 5 grudnia, zanim po raz pierwszy zjawi się Mikołaj, podczas Nocy Aniołów i Diabłów czekać będzie Čert, który wymierzy sprawiedliwość wierzbową witką, a jeśli siła przewinień młodych ludzi była większa, niż siła ich dobrych uczynków, zabierze je w swoim koszu do piekła. W Austrii, południowych Niemczech i terenach alpejskich dzieci nie muszą się bać pojawiającego się niemal po sąsiedzku Čerta. Na nich czeka Krampus, istota bardzo podobna, również z koszem na plecach, jednak na szczęście dla dzieci kosz Krampusa zazwyczaj jest pusty, ponieważ pojawia się on najczęściej w towarzystwie świętego Mikołaja oraz jednego z aniołów, którzy nie pozwolą na żadne nadużycia.

W niebezpieczeństwie znajdują się również mieszkańcy Islandii, a wszystko przez wspomnianych już Jólasveinar – Bożonarodzeniowe Trolle. Trzynaście dni przed Bożym Narodzeniem zaczynają schodzić z islandzkich gór, po jednym każdego dnia, zapuszczając się nawet na ulice Reykjavíku. Ich liczba, a także zakres złowieszczych zainteresowań, określone zostały w połowie XIX wieku. I chociaż trolle nie porywają nikogo, mogą bardzo skutecznie uprzykrzyć życie.

W błędzie żyje ten, kto myśli, że koszmary nocy obecne są tylko w zimniejszej i mroczniejszej części Europy. W południowej Grecji w Boże Narodzenie pojawić się może, wychodząc z komina, poczerniały od sadzy, z czerwonymi oczami, czarną sierścią i końskimi kopytami kallikantzaros. Co gorsza, istoty te poruszają się w stadach i w najlepszym przypadku robiły świąteczny bałagan i wyjadały zapasy żywności, jednak mogły też, jak ich kuzyni z północy, porwać niegrzeczne dzieci. Kallikantzarosy utożsamiane są zarówno z tureckimi wilkołakami, które opuściły, jak i z lamiami, wężowymi demonami, które swój początek znajdują w postaci Lamii, śmiertelniczki ukaranej śmiercią swoich dzieci przez boginię Herę.

A liczba świąt tego magicznego okresu, a razem z nimi cała masa nadprzyrodzonych istot, które do 2 lutego jeszcze będą mieć miejsce, zdaje się nie mieć końca.

„Tajemna strona Świąt. Bestiariusz i mroczne tradycje”, zafascynowanej europejską kulturą badaczki Lindy Raedisch, to bardzo bogate źródło wiedzy o zwyczajach i tradycjach świąt zimowych, o których nie mieliśmy często pojęcia. Wiele z nich wciąż jest żywo praktykowanych w Europie, inne są już tylko dobrą zabawą, a jeszcze inne odeszły w niepamięć tak dawno temu, że historia zachowała do dzisiaj jedynie szczątkowe informacje o nich, jednak jedna rzecz jest dla nich wspólna – dotyczą najpiękniejszych świąt w naszej kulturze i korzystają z całych sił z magii przesilenia zimowego.

Linda Raedisch z bębna europejskiej kultury wyciąga wybrane obszary, regiony i miejsca, a w nich łapie gdzieś pędząc duchy, upiory, strachy, skarlałych bogów z dawnych wieków i boginie, którym umniejszono potęgi, zmieniając je w kolejne święte. Następnie pokrótce analizuje zwyczaje z nimi związane, dzieląc je na poszczególne kategorie, takie jak domowe duszki, magiczne zwierzęta, istoty związane ze światłem, mrokiem czy odwiedzinami żywych. Na kartach „Tajemnej strony Świąt” pojawiają się więc znana w Polsce św. Barbara, z nieznanymi bądź zapomnianymi u nas zwyczajami (z wzajemnością, drugiej takiej Barbórki, jak w Polsce, próżno szukać gdzie indziej) czy św. Łucja ze swoją koroną ze świec, przemierzające od setek lat szwedzkie bezdroża. Pojawia się niemiecki pomocnik Dzieciątka Jezus, Knecht Ruprecht, a także opiekuńcze duszki domowe, takie jak nissen, tomten i tonttu. Autorka tłumaczy przy okazji wiele innych rzeczy, np. przedstawia historię kominów i ich ponadprzeciętną rolę w gospodarstwie, informuje o najważniejszych dla zimowych świąt zwierzętach, przekazuje informacje o pradawnym znaczeniu niektórych roślin, które zimą pozostają zielone lub nawet kwitną i owocują. A do tego wszystkiego co jakiś czas prezentuje czytelnikowi tematyczny przepis, np. na szafranowe bułeczki Łucji, domek czarownicy z piernika Lebkuchen czy biskupie wino, innym razem proponując zabawę w przygotowanie świątecznych ozdób, takich jak wieniec elfów, gwiazda Białej Czarownicy czy maska Lucki.

Minusem „Tajemnej strony Świąt” jest karygodne pominięcie słowiańskiej części Europy, za drobnymi wyjątkami, w których autorka pisze o Czechach. Był temat św. Barbary i tradycji z nią związanych, brakło jednak choćby skrótowego wspomnienia o polskiej Barbórce. Wspomniane zostały postacie pokrewne Mikołajowi, jak i jego lepsi i gorsi pomocnicy, pominięty został z kolei znany w znacznej części Europy Wschodniej Dziadek Mróz czy Śnieżynka. Przy temacie kolędowania dowiadujemy się o koniopodobnej postaci, której czaszka zwierzęcia, prawdziwa lub odpowiednio przygotowana samodzielnie, kłapie pyskiem podczas kolędy, lecz nie dowiemy się, że taka sama postać w Polsce ma swoje imię – Turoń. Autorka wprost skupia się na terenach niemieckojęzycznych, wliczając w to Czechy, na Skandynawii, włączając w jej obszar Finlandię, oraz na Wyspach Brytyjskich, czasem sięgając do europejskich kolonii w Stanach Zjednoczonych. Pojawiająca się tu i ówdzie Rumunia, Grecja czy Litwa, przedstawione w jednym czy dwóch zdaniach, to za mało.

Jest więc magia w tej książce i jest to cenna etnograficzna lekcja, tym cenniejsza, że bibliografia zawarta na końcu wskazuje nam całkiem sporo materiałów źródłowych, w których możemy dowiedzieć się więcej. Z całą pewnością lektura tej pozycji znacznie poszerzy nam horyzonty, a i z pewnością zainspiruje, by obchody kolejnych świąt rozszerzyć, poczuć ich magię i moc, a być może zapewnić sobie dodatkowo pomyślność. A już na pewno trochę dodatkowej radości z okazji do świętowania pomoże przetrwać trudne, ponure, często pogodowo brzydkie i bardzo ciemne miesiące.

Metryczka wydawnicza:

Tytuł: Tajemna strona Świąt. Bestiariusz i mroczne tradycje
Tytuł oryginału: The Old Maic of Christmas. Yuletide Traditions for the Darkest Days of the Year
Autor: Linda Raedisch
Wydawnictwo: Replika
Rok wydania: 2023
Rok wydania oryginału: 2013
Liczba stron: 325

0 komentarz
3

Podobne posty

Zostaw komentarz