Jest rok 2003. Niedawno zakończyła się II wojna w Zatoce Perskiej, w wyniku której obalony został Saddam Husajn. W wyniku tej wojny Kurdowie odzyskali wolność i mogli de facto przejąć władzę nad licznymi regionami północnego Iraku. Wolny, choć nie niepodległy kraj, trzeba odbudować, zadbać o jego gospodarkę, zdrowie i życie mieszkańców, zapewnienie im bezpieczeństwa, a dzieciom umożliwić stosowną edukację.
Jednym z kurdyjskich bojowników jest Baran (Korkmaz Arslan). Po zakończeniu wojny zostaje mu zaproponowana posada policjanta, lecz on woli wrócić do rodzinnego domu, twierdząc, że jego misja już się zakończyła. Gdy w domu okazuje się, że matka chce go czym prędzej ożenić, a kandydatki na żonę nie są w guście Barana, ten decyduje się jednak wstąpić do policji, lecz prosi, by wysłać go tam, gdzie może się przydać. Szef odsyła go do niedawno postawionego posterunku w miasteczku Quamarian, przy granicy z Turcją. Ma tam zostać nowym komendantem. Jeszcze nie wie, że ta posada nadawana jest dożywotnio.
Do tego samego miasteczka przyjeżdża Govend (Golshifteh Farahani), młoda nauczycielka, uciekająca przed zaborczymi braćmi, chcącymi wydać ją za mąż wbrew jej woli. Govend jest pełna pasji i ideałów. Już wcześniej przez trzy miesiące uczyła w tym miejscu lokalne dzieci, które bardzo polubiła. Ma świadomość, że jeśli ona nie zechce tu pracować, to nikt inny nie przyjedzie do tego regionu. Niestety nie zdaje sobie sprawy, że lokalna społeczność nie widzi w roli nauczyciela kobiety.
Baran oświadcza wszystkim, że to on jest prawem i że Kurdystan potrzebuje bezpieczeństwa, którego on zamierza pilnować. Nie podoba się to lokalnemu przywódcy bandytów, bardziej od prawa pisanego ceniący sobie prawo religijne, honorowe i moralne. Cała wioska, a szczególnie kilku najbliższy towarzyszy, jest bezgranicznie oddana swojemu przywódcy, Aziz Adze (Tarik Akreyî), który wykorzystuje ich trudną sytuację życiową do własnych celów. Nowy, nieustępliwy, a i zapewne szalony komendant, jest nie w smak bandzie Aziza, którzy zauważają w nim wroga, z którym trzeba skończyć jak najszybciej. Tym bardziej, że Baran po kryjomu wspomaga lokalne grupy wyzwoleńcze, np. dostarczając leki i jedzenie młodym Kurdyjkom z Turcji. Bojowniczki nie pozostają mu dłużne.
Pomoc i wsparcie w Baranie odnajduje też Govend. Szykanowana jako nauczycielka, znienawidzona jako kobieta, tym bardziej, że plotki o jej romansie z komendantem docierają aż do jej rodzinnego miasta, skąd przyjeżdżają jej bracia, pragnący oczyścić swój honor za wszelką cenę.
Film „Pewnego razu na Dzikim Wschodzie”, nakręcony w 2013 roku przez urodzonego w Iraku kurdyjskiego reżysera Hinera Saleema, to bardzo piękny film, niemalże artystyczny, w całości opowiedziany w języku kurdyjskim. Saleem przedstawia w nim historię szerzej w naszym kręgu nieznaną. Dla przeciętnego Europejczyka II wojna w Zatoce Perskiej zakończyła się wraz z upadkiem dyktatury w Iraku, a to, co działo się później, tym bardziej z mało znanym narodem, dla wielu jest wielką nieznaną. Tymczasem życie Kurdów toczyło się dalej, a polegało na odbudowie narodowych struktur i budowie nowego państwa. Poprzez postać Barana czy Govend reżyser pokazał właśnie próbę tej odbudowy. Próbę trudną, bo ludzi pokroju Aziza w całym regionie było, a zapewne i jest nadal, więcej.
Żeby jednak historia była bardziej atrakcyjna dla odbiorcy z Zachodu, reżyser ochoczo inspirował się westernem. Mamy więc małe miasteczko, odważnego, przystojnego szeryfa, tu zastąpionego komendantem, złowieszczą bandę rabusiów, tu pod postaciami bandytów popierających bliżej nieokreślony reżim, mamy saloon, tu zastąpiony wiejską gospodą. I mamy ją, piękną kobietę w opałach, którą trzeba uratować. Choć w filmie owa kobieta jest silna, broni się sama, przeciwstawia się woli rodziny i sama bierze los, swój i innych osób, w swoje własne ręce. No i jest muzyka, amerykańska. Niestety żywcem nie pasująca do klimatu filmu.
Skupiając się na samej muzyce można wpaść w pewien dysonans. Przeciwwagą dla muzyki amerykańskiej, może i nie brzydkiej, ale psującej całość i jakby na siłę krzyczącej: „Hej, spójrz, ten film naśladuje western!”, są piękne dźwięki wydobywające się z blaszanego instrumentu z wgłębieniami. Instrumentu, na którym gra Govend. A gra tak pięknie i kojąco, że można jej wybaczyć, że trzyma w rękach nie coś ludowego, a jeden z najmłodszych instrumentów świata – stworzony w 2000 roku w Szwajcarii hang drum. W końcu młodość rządzi się swoimi prawami, a prawa te są takie same, niezależnie od regionu świata, prawda?
Co jeszcze zachwyca w tym filmie? Hiner Saleem bardzo chętnie pokazuje to, co Kurdystan ma do zaoferowania – od wysokich gór, przez skaliste równiny, rwące rzeki, niemal pustynne trasy, na zielonych dolinach kończąc. Piękne, choć niebezpieczne, wciąż targane wojnami miejsca.
No i zachwycają główne postacie. On przystojny, z zadbanym zarostem i odważnym, ciepłym spojrzeniem, a ona piękna, o oliwkowej cerze, burzy hebanowych włosów i wielkich, przepełnionych smutkiem, brązowych oczach.
Tytuł: Pewnego razu na Dzikim Wschodzie
Tytuł oryginału: My sweet Pepper Land
Reżyseria: Hiner Saleem
Scenariusz: Hiner Saleem, Antoine Lacomblez
Kraj produkcji: Irak/Francja/Niemcy
Rok produkcji: 2013
Kadry pochodzą z filmu:
- "Pewnego razu na Dzikim Wschodzie", Hiner Saleem, Irak/Francja/Niemcy 2013