„Coś z Alicji”, Jan Švankmajer, czyli Alicja w Europie Wschodniej – ALICJA, CZ. 4

przez Kulturalny Nihilista

„Morze z dwunastu wielkich wałów złożone, z których dziesiąty na nieszczęście cokolwiek jest uszkodzony, półtora tuzina ciemnych obłoków dobrze zachowanych, nadto chmura jedna przeszyta piorunem i śnieg doskonałej jakości (…) trzy butelki błyskawicy, słońce zachodzące, cokolwiek już przetarte i księżyc cokolwiek stary (…) cały ubiór dla widma, to jest koszula skrwawiona, poszarpany płaszcz z dwoma łatami czerwonymi, wystawiającymi rany śmiertelne. (…) głowę lwa, która jeszcze dotąd ryczeć potrafi, tron, na którego stopniach zastygło jeszcze trochę krwi i małe zielone puzderko, w którym można jeszcze znaleźć odrobinę laudanum”.

Ten z pozoru niezwiązany z niczym tekst, pełen osobliwych przedmiotów, doskonale oddaje ducha twórczości Švankmajera. Ów czeski reżyser, nazywany także Alchemikiem surrealizmu, w pełni wykorzystałby niemal wszystkie wspomniane elementy, przerobiwszy wcześniej każdą część po swojemu. Švankmajerowskie morze budziłoby pierwotne lęki, przetarte słońce raziłoby swoją represyjnością, a księżyc, mimo, że stary, nie pozwalałby zasnąć ludziom przed wiele nocy. Švankmajer jest bowiem reżyserem, który swój sukces zawdzięcza nie tylko talentowi, lecz w głównej mierze przedmiotom, które otacza niemalże mistyczną czcią.

Na warsztat czeskiego reżysera składa się wiele elementów. Główny wpływ miała młodość urodzonego w 1934 roku Švankmajera, przypadająca na okres rozwoju abstrakcjonizmu. Jednakże abstrakcja nie zyskała jego aprobaty, dlatego też z początkiem lat 60. młody Jan odwrócił się w stronę sztuk figuratywnych. Miało to związek także z teatrem lalek, w którym Švankmajer pracował. Lalki i kukiełki stały się szczególnym środkiem wyrazu w każdym późniejszym dziele reżysera. Uważał on, że współczesna cywilizacja audiowizualna jest zmęczona, a przez to nie da się przekazać wszystkiego tylko za pomocą wzroku. Takie podejście sprawiło, że głównym zmysłem, który jest odpowiedzialny za cały proces tworzenia, jest dotyk. František Dryje zauważa, że u Švankmajera dotyk przeradza się niemal w boską orgię, gdyż reżyser, jako demiurg przedstawianego przez siebie świata, oddaje się z niebywałą namiętnością i satysfakcją procesowi tworzenia lalek, kukiełek i glinianych modeli.

Równie ważna w twórczości Švankmajera jest poetyka snu, a także potęga wyobraźni i psychiki ogółem. Animacje i filmy tworzone przez reżysera zdają się być wyjętymi z innego świata, w którym to, co rzeczywiste, łączy się z nierealnością. Jednakże sny tego czeskiego surrealisty nie są zwykłymi snami. Wielokrotnie przybierają postać koszmarów, w których reżyser daje upust swojej wyobraźni, pełnej dziecięcych obsesji, które, najwidoczniej, pozostały w jego głowie aż do dzisiaj.

Nieco inna Alicja

Nie inaczej jest w przypadku stworzonego w 1988 roku filmu „Coś z Alicji”, będącego luźną adaptacją książki Carrolla. Poznajemy oto Alicję, graną przez 7-letnią Kristýnę Kohoutovą. Alicja siedzi nad rzeką obok jakiejś kobiety, zapewne swojej siostry. Znudzona rzuca do rzeki kamienie. Chwilę później pojawia się w podobnej scenie, jednak już w dziecięcym pokoju, pełnym zabawek. Dalej rzuca kamienie, lecz już do filiżanki z herbatą. Z otępienia wywołanego nudą wybudza ją dźwięk, którego sprawcą jest biały, wypchany trocinami królik, próbujący wydostać się ze szklanej gabloty. Gdy tylko mu się to udaje, ubiera się, a następnie ucieka na zewnątrz, by po chwili zniknąć w szufladzie stolika. W ślad za nim podąża Alicja, również znikając w szufladzie, by chwilę później odnaleźć królika w czymś, co przypomina magazyn. W pogoni za ożywionym zwierzęciem wpada do ukrytej windy, która prowadzi ją głęboko w dół, przez szyb, z którego widać liczne półki pełne dziwnych przedmiotów, słoików z marmoladami i pinezkami, ostrych przedmiotów i zwierząt – tak wypchanych, jak i samych ich szkieletów. Gdy dojeżdża już na sam dół, rozpoczyna się znana scena ze zmniejszaniem i zwiększaniem dziewczynki.

Zrozpaczona niemożnością opuszczenia ciasnego pomieszczenia, zaczyna płakać, by chwilę później razem z potokiem łez wypłynąć na zewnątrz. Nieustannie goniąc królika, dalej będąc zmniejszoną, w dodatku pod postacią lalki, trafia do domu, skąd ma przynieść zwierzęciu nożyczki. Nierozsądnie wypija jednak butelkę atramentu, przez co rośnie i blokuje się w środku. W celu wygonienia jej z domu, królik wzywa przyjaciół – dziwnie połączone szkielety zwierząt, które przyjechały karocą zaprzężoną w równie martwe i wypchane koguty, prychające niczym konie.

Gdy Alicji udaje się wydostać z domu, zostaje przez zwierzęta złapana i wrzucona do garnka pełnego białego płynu, od którego rośnie, lecz otoczona jest grubą warstwą tektury, co ułatwia królikowi i jego towarzyszom związanie jej i zamknięcie w komórce. Jednak i stamtąd dziewczynka ucieka, odnajdując wejście do dziwnego pokoju, z licznymi dziurami w podłodze. Szybko okazuje się, że dziury powstały dzięki podziemnym wędrówkom gąsienic, pod postaciami starych, nadmuchanych skarpet. To w tym pomieszczeniu Alicja spotyka Pana Gąsienicę, również w formie skarpety, siedzącego na drewnianym grzybie.


Kristýna Kohoutová w filmie Coś z Alicji, Jan Švankmajer, Czechosłowacja 1988

Nieco później, po otrzymaniu zaproszenia od Królowej, mała Alicja natrafia na podwieczorek u Kapelusznika i Marcowego Zająca. Jest to chyba najbardziej przerażająca w całym filmie scena – Kapelusznik jest wystruganą z drewna marionetką, która pijąc herbatę, wylewa ją dziurawymi plecami, natomiast Królik jest smutnym cieniem samego siebie – posiada mechanizm na kluczyk, nakręcany przez Kapelusznika, a gdy dobiega koniec jednego obiegu, odpada mu przyczepione do sznurka oko. Ponownie Kapelusznik nakręca swojego kolegę, ten niestrudzenie smaruje kolejne zegarki masłem, Kapelusznik zarządza przesiadkę o jedno miejsce i mechaniczny cykl, widocznie przerażający dziewczynkę, trwa dalej.

Film kończy scena procesu, przed obliczem Królowej Kier i jej małżonka, podczas którego Biały Królik ma ściąć Alicji głowę, tak jak czynił to wcześniej z kartami z królewskiej świty, Kapelusznikiem czy Marcowym Zającem. Przestraszona Alicja budzi się i stwierdza, że wszystko było tylko snem. Chociaż może nie wszystko. Szklana gablota z Królikiem jest rozbita, a jej wypchanego mieszkańca w niej nie ma, co dziewczynka, biorąc do ręki krawieckie nożyce, podsumowuje słowami: „Znów się spóźnił. Chyba zetnę mu głowę”.

Alicja w wykonaniu Švankmajera to film wyjątkowy. W niczym nie przypomina żadnej dotychczasowej wersji, co czyni go tym bardziej oryginalnym. Czeski reżyser wykorzystał w nim to, co kocha i potrafi najbardziej – pokazał całą paletę scen zrobionych poklatkowo, z wykorzystaniem kukiełek, marionetek, zabawek, obrazów, przedmiotów… Tak naprawdę w całym filmie są tylko dwie postacie ludzkie, żywe – Alicja i jej siostra, chociaż tę drugą widzimy tylko na samym początku, w dodatku bez twarzy i niemal całkowicie nieruchomą. Oprócz nich, z żywych istot, są jeszcze jeże, kury i prosiątko. Resztę tworzy tylko i wyłącznie materia nieożywiona. Wszystko to nadaje wyjątkowego, surrealistycznego klimatu, kojarząc się raczej z horrorem, niż baśnią. Ale przez to można odnieść wrażenie, że jest to jedyny reżyser, który potrafił pokazać w taj dziwaczny sposób równie dziwaczną Krainę Czarów.

Kristýna Kohoutová w filmie Coś z Alicji, Jan Švankmajer, Czechosłowacja 1988

Jak mówi sama Alicja na początku, jest to film dla dzieci. MOŻE. Choć raczej na pewno nie, wręcz powiedziałbym, że nawet nie dla wszystkich dorosłych. Martwe, wypchane zwierzęta, z których rozciętych brzuchów sypią się trociny, do tego wyłupiaste, sztuczne oczy, bagietki z wyrastającymi z nich starymi gwoździami, czyhające wszędzie niebezpieczeństwo, Zając w agonalnym stanie czy skrajnie zmechanizowana marionetka-Kapelusznik mogą naprawdę przerazić. Tym bardziej, że przez większą część filmu towarzyszą nam jedynie dziwne dźwięki. Kwestie wszystkich postaci, choć tych jest bardzo niewiele, wypowiadane są głosem Alicji. Dla podkreślenia, że rzecz dzieje się w jej umyśle, często sceny mówione zastąpione są zbliżeniem na poruszające się usta dziewczynki. Reasumując – nie ma tutaj miejsca na zrozumiałą treść. Pełno za to symboliki i wyjątkowej sztuki animacji. Sztuki, którą Švankmajer opanował jak nikt inny. Myślę, że Lewis Carroll w pełni zaakceptowałby tę Krainę Czarów produkcji czechosłowackiej.

Tytuł: Coś z Alicji
Tytuł oryginału: Něco z Alenky
Reżyseria: Jan Švankmajer
Scenariusz: Jan Švankmajer
Na podstawie: „Alicja w Krainie Czarów”, Lewis Carroll
W roli głównej: Kristýna Kohoutová
Kraj produkcji: Czechosłowacja
Rok produkcji: 1988

Dodatkowe źródła:
– „Magia Jana Švankmajera”, Marcin Giżycki, [w:]” Nie tylko Disney. Rzecz o filmie animowanym”, Wydawnictwa Artystyczne i Filmowe, 2000
– „Inny wzrok”, František Dryje, [w:] „Kwartalnik Filmowy”, nr 19-20, Instytut Sztuki Polskiej Akademii Nauk, 1997-1998

Kadry pochodzą z filmu:
- "Coś z Alicji", Jan Švankmajer, Czechosłowacja 1988  
0 komentarz
4

Podobne posty

Zostaw komentarz