„Jesienny bal”, Mati Unt – ESTONIA, CZ. 5

przez Kulturalny Nihilista

„Nadzieja gasła stopniowo, w miarę jak gasły okna. Moja ukochana długo nie śpi, pomyślał Eero, moja czytelniczka długo czyta wieczorami, zwinięta w kłębek pod puchową kołdrą, jej okno będzie jedynym, w którym pozostanie światło. Te myśli jednak nie przyniosły pocieszenia. Zmarzł. Po zamarzniętym przejściu między blokami powlókł się do domu. Za rogiem hulał wiatr, sypnął mu śniegiem w twarz. Przez szybę wystawową zerknął do sklepu, na słoiki konserw i butelki szampana w martwym nocnym świetle. Kasy zamknięte na klucz, puste pojemniki na soki. W oddali, wysoko i bezradnie, jaśniała osierocona neonowa reklama. Hałasował na wietrze blaszany szyld. Nie było żywego ducha. Eero podniósł kołnierz płaszcza i kroczył dalej. Do domu wrócił o trzeciej. Był mokry, zmęczony i ogłupiały. Wypił szklankę wódki. Położył się na tapczanie bez prześcieradła. Zamiast kołdry przykrył się szlafrokiem. Nie miał odwagi zgasić światła. Na dworze zawodziła mokra śnieżyca. Sen nie nadchodził. Eero wciąż miał przed oczyma biały śnieg, białą twarz i jasne włosy. Wiedział, że tak dalej być nie może. Tę sytuację musi rozwikłać ten, kto ją zaaranżował. Można chyba bodaj tyle spodziewać się po życiu”.

Mustamäe, jedna z nowoczesnych, jak na radzieckie standardy, dzielnic Tallinna. Pełna takich samych, niewyróżniających się niczym bloków i wieżowców z wielkiej płyty, z widokiem na podwórka, ulice, lasy, a sporadycznie, z wyższych pięter, gdy nie ma akurat mgły, na szarą taflę odległego morza. W Mustamäe mieszkają ludzie – dziesiątki tysięcy takich samych, niewyróżniających się niczym postaci, krążących na trasie praca-sklep dom. Niewiele mówiące spojrzenia, jeszcze mniej mówiące nazwiska, zdradzające jedynie kraj przynależność narodową danego człowieka. Ot, dzielnica jakich wiele w Europie.

W Mustamäe mieszka Eero. Jeszcze stosunkowo młody poeta, rozpaczliwie szukający wśród ludzi swoich czytelników. Pragnie zatrzymać na ulicy przypadkowego człowieka i zapytać się go czy wie kim jest i co myśli o jego wierszach. Pragnienie przegrywa jednak ze strachem, nie tyle związanym z negatywną oceną twórczości Eero, co raczej nieznajomością jego nazwiska w ogóle. Pogodne usposobienie poety powoli gdzieś zanika pośród cichego, estońskiego społeczeństwa. Zanik ten przyspieszył, gdy pewnego przedświątecznego wieczoru, podczas parapetówki, odeszła od niego żona.

W tym samym bloku, w którym znajduje się niegdyś wymarzone mieszkanie Eero, swoje domostwo ma także August Kask. Mężczyzna już starszy, pracujący w salonie fryzjerskim, który wyostrzył w nim zmysł obserwacji. August Kask obserwuje więc wszystko i wszystkich, na wiele różnych sposobów. Słucha swoich klientów, niektórym chcąc poderżnąć gardło, byle ratować rodzaj ludzki przed tymi szaleńcami. Obserwował czasy i snuł rozważania na temat ilości strzyżonych mężczyzn, w zależności od panującej epoki. Gdy na Zachodzie pojawiali się pierwsi hippisi, a moda na długie włosy dotarła i do Estonii, August Kask miał zdecydowanie mniej pracy. Fryzjer obserwuje także w wolnych chwilach. Ukryty za firankami, z lunetą w ręce, żałując, że nie może dostać mikrofonu kierunkowego, podgląda ludzi ukrytych w swoich mieszkaniach. Czuje, że i on może być obserwowany, co w pewien sposób łamie jego osamotnienie.

W samotności czas spędza także Laura, chociaż mieszka z kilkuletnim, nad wyraz bystrym synem. Średnio udane życie rodzinne kobieta osładza sobie owocowymi likierami, za przekąskę do alkoholu mając czekoladki. Późne wieczory, gdy wraca z pracy w centrali telefonicznej, spędza przed telewizorem, oglądając serial o szczęśliwej rodzinie, której jednak nagle wszystko się rozpada. Laura nie snuje marzeń, tak jak jej syn, Peeter – ciekawy świata chłopiec, wiedzący o życiu więcej, niż chciałaby jego matka.

W Mustamäe mieszka także Theo – portier w pobliskiej restauracji, panicznie bojący się nadchodzącej starości, którą przegania przy pomocy przygodnego seksu z napotkanymi kobietami. Theo wie, że kobiety go lubią, że przyciąga je jego wygląd i sarkastyczny styl bycia. Zdobyte doświadczenia portier opisuje skrupulatnie w tworzonej przez siebie książce o pretensjonalnym tytule, a traktującej o psychologii i seksuologii, relacjach damsko-męskich i różnicach między płciami. Dni Theo mijają spokojnie. Noce pełne są seksu, sporadycznych orgietek, astrologicznych fascynacji i koszmarnych snów, dręczących Theo raz za razem.

Mieszkańcy się nie znają. Nie wiedzą o swoim istnieniu, nawet jeśli codziennie mijają się na ulicy lub spotykają przypadkiem w różnych miejscach. Jesienna aura i powoli nadciągająca zima wzbudzają jednak we wszystkich dziwne uczucia. Pustka i potrzeba drugiego człowieka, kimkolwiek by on był, sprawiają, że losy wielu mieszkańców Mustamäe splatają się ze sobą. A przynajmniej przecinają, jak osiedlowe ścieżki, chodniki i ulice.

„Jesienny bal”, Matiego Unta, to zbiór pozornie niepołączonych ze sobą historii. Bohaterów łączy tylko jedno – dzielnica, którą zamieszkują i spożywany często alkohol, wywołujący szereg dziwnych odczuć i myśli trudnych do sprecyzowania. Każda z opisywanych postaci jest indywidualistą, osobą niezależną i prowadzącą pozornie normalne życie. Każdemu jednak czegoś brakuje, a braki te próbuje wypełnić najlepiej jak potrafi. Tym samym każda odrębna część staje się miniaturowym portretem psychologicznym, jednym z elementów szerszej układanki, której części zaczynają do siebie pasować dopiero z czasem, gdy czytelnik zagłębia się w smutki i troski mieszkańców tej tallińskiej dzielnicy.

Mati Unt tworzy ciężką i przygnębiającą atmosferę, gęstą jak pojawiająca się jesienią mgła. Z każdym kolejnym opadłym liściem, opada część duszy człowieka, o którym właśnie pisze. Bohaterowie rozpadają się na naszych oczach, rozpuszczają w wilgotnym powietrzu i murszeją. Przez książkę przetacza się społeczny proces gnilny, który zupełnie jakby czekał na zatrzymanie, oczyszczenie i powrót materii do swojej dawnej postaci. Oczyszczenie to następuje, gdy kończy się jesień i powoli, acz stanowczo, wkracza zima. Nie każdy oczyszcza się tak samo. Niektórzy w tym procesie sięgają wręcz do sfer sacrum, inni przechodzą go bardziej przyziemnie. Jedno tylko wydaje się być pewne. Jesień nie bez powodu utożsamiana jest z depresją.

Co jednak w „Jesiennym balu” jest najlepsze, to wcale nie interesująco przedstawione postacie i niebanalny pomysł na fabułę, a język. Mati Unt pisze o rzeczach prostych zarówno poetycko, jak i konkretnie. Opisywane osoby, przedmioty i wydarzenia raz maluje pastelowymi farbami, by następnie z techniczną precyzją dobrać się do ich wnętrzności, rozebrać na części pierwsze i przedstawić liczbami i surowymi faktami. Następnie zaś z całości tworzy dogłębny, analityczny portret psychologiczny, wzbogacony to metafizyką, to zwyczajną, ludzką namiętnością. Wszystko to sprawia, że „Jesienny bal” jest naprawdę niczym jesienny bal – pełen kolorów, ale i szarości, słońca, ale i ciemności, ciepła, ale i chłodu. Choć wydaje się, że chłodu, ciemności i szarości jest tutaj najwięcej.

Metryczka wydawnicza:

Tytuł: Jesienny bal
Tytuł oryginału: Sügisball
Autor: Mati Unt
Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie
Rok wydania: 1988
Rok wydania oryginału: 1979
Liczba stron: 229

0 komentarz
2

Podobne posty

Zostaw komentarz