„Srda śpiewa o zmierzchu w Zielone Świątki”, Miljenko Jergović – CHORWACJA, CZ. 1

przez Kulturalny Nihilista

„Toma Wacha zakrztusił się ze śmiechu, czuł, że się udusi, bo takiego dziwu w Zagrzebiu jeszcze nie widział. Już dawno mówili mu o Srdzie Kapurovej, opowiadali o małej Ukraince, Mołdawiance, Rosjance, każdy przypisywał jej inną narodowość, przedstawiali ją jako Cygankę na speedzie, żebraczkę, która zbiera na LSD, szalonego dzieciaka, co nie boi się samochodów, nie boi się śmierci, tylko rzuca się pod koła, a kierowcom staje serce, bo nikt nie chce przejechać dziecka, nawet jeśli jest niczyje, e tam, kota nie chcesz przejechać, a co dopiero dziecka. Mówili mu, że musi ją zobaczyć, bo wkrótce zniknie, ludzie już się na nią skarżą do radia, wielokrotnie wysyłali na skrzyżowanie patrol policji, usiłowali ją złapać i aresztować, ale się nie dała, szybka jest jak łasica. W końcu jednak się to stanie, a wtedy będzie za późno. Toma przegapi coś, czego w życiu nie widział.
I naprawdę tak było. Śmiał się, aż go brzuch zabolał, i nie żałował, że kupił płyty z zespołem Južni vetar, Šemsą Suljaković i Jeleną Karleušą, aby muzyką zwabić Srdę przed swoje auto.
Dał jej pięćdziesiąt kun, powiedzieli, że tyle trzeba i taki jest zwyczaj, a potem przy klaksonach i złorzeczeniach kierowców stojących za nim ruszył dalej ku miastu. Od tej pory zawsze miał ze sobą te płyty i przed skrzyżowaniem Vukovarskiej i Držicia wkładał je do odtwarzacza i otwierał okna, żeby Srda go usłyszała, jeśli jest gdzieś blisko”.

Gdy 15 maja 2005 roku, w Zielone Świątki o zmierzchu, tańczyła na jednym z ruchliwych skrzyżowań Zagrzebia, uciekając przed pędzącymi samochodami, unikając śmierci na ulicy, znało ją już całe miasto. Wielu specjalnie przyjeżdżało na skrzyżowanie ulic Vukovarskiej i Držicia, gdzie o różnych porach dnia można było ją spotkać. Większość tylko spoglądała na nią, ukryta za szybami samochodów, obserwując małą żebraczkę wpadającą w dziki trans. Niektórzy jednak, co bardziej odważni, dawali jej banknot 50-kunowy, rzucając niedyskretne spojrzenia w dół, gdy rozchylała bluzkę, by schować pieniądze w biustonoszu skrywającym niewielkie, dziewczęce jeszcze piersi.

O tym, że nazywa się Srda Kapurova, wiedzieli wszyscy. To wystarczało, by odbyć codzienny rytuał na ruchliwym skrzyżowaniu. Jej wiek i pochodzenie było jednak wielką niewiadomą. Tańcząca na ulicy dziewczyna mogła mieć lat zarówno jedenaście, jak i piętnaście. Mogła być Cyganką, Mołdawianką, Ukrainką lub Rosjanką. Być może Rumunką lub Bułgarką. Na pewno dziewczyną ze Wschodniej Europy, których wiele przyjeżdżało do bogacącej się Chorwacji, by znaleźć swoje miejsce na ziemi. Do 15 maja 2005 roku nikogo jednak to nie obchodziło. Dopóki Srda tańczyła, nic innego nie miało znaczenia.

Zmiana przyszła w chwili, gdy Srdę znaleziono w jednym z opuszczonych od dawna mieszkań, uduszoną jedwabną chustką z pół smokiem, a pół ptakiem, trzymającym w szponach dziewczynę. Niczyją żebraczą dopiero wtedy zainteresowali się wszyscy.

Tym, który śmierć Srdy Kapurovej przeżył najbardziej, był Lazar Hranilović. Odkąd zobaczył ją w kostnicy, w której stróżuje od kilku lat, w jego życiu nastąpiła największa ze zmian, jakie w niego uderzyły. Długie godziny spędzane przy martwym ciele małej żebraczki, precyzyjnie rozciętym przed zakładowego doktora, zaczęły przywoływać w Lazarze wspomnienia z dawnych lat. Z czasów, gdy był milicjantem i pracował w Sarajewie. Lubił wtedy sprawdzać przypadkowym ludziom dowody. Szczególnie chorwackim staruszkom, pędzącym w przededniu Wszystkich Świętych na katolickie cmentarze. Lazar jest Serbem, niezrozumiałe było dla niego wówczas, w czasach komunistycznych, religijne przywiązanie Chorwatów do kultu śmierci.

Niezrozumiałe było dla Lazara wiele rzeczy. Tak jak dziwny związek łączący jego rodziców, w którym ojciec, były więzień okrutnej Nagiej Wyspy, milczał, a swoje wypowiedzi przekazywał żonie zapisane na kartce. Niezrozumiała była pozorna śmierć jego matki, która nagle przestała się ruszać i mówić, leżała tylko przez długie lata w szpitalnym łóżku, pustym, nieruchomym spojrzeniem wwiercając się w nieznany punkt na suficie. Niezrozumiałe dla Lazara było także naruszenie świętości w swojej pracy, jeszcze z milicyjnych czasów, gdy pewnego dnia koledzy przełączyli ukochany program telewizyjny Vinki, najstarszego z kolegów, by włączyć przemówienie Slobodana Miloševicia, wygłoszone na Kosowym Polu 28 czerwca 1989 roku. A po tym przemówieniu to, co niezrozumiałe było dla Lazara, stało się takie samo dla całej Jugosławii. Jasnym stało się, że od tego dnia niebezpiecznie jest żyć w Chorwacji i mieć serbskie imię. Niebezpiecznie jest żyć w Serbii, mając muzułmańską narodowość w paszporcie.

Z dawnych, bezpiecznych i dobrych lat, został tylko dom w rodzinnym mieście Lazara. Dom, który za kilka godzin zostanie wyburzony i stoi jeszcze tylko dlatego, że stare drzwi z serbskiego dębu nie chcą opuścić wiekowych zawiasów, zupełnie tak, jakby chciały umrzeć na ziemi, która przestała być serbska, a stała się chorwacka.

To co Lazar Hranilović kochał najbardziej, już nie istnieje lub nie żyje. Tak jak nie żyje jego obecna miłość, którą co noc ogląda w kostnicy, bojąc się jej dotknąć, bo nie chce zostać zapamiętany jako ten, który dotyka martwe dziewczynki niewiadomego pochodzenia, leżące w mroźnym pomieszczeniu od kilku miesięcy, czekając na zakończenie sprawy ich śmierci.

Pierwszym podejrzanym o zabójstwo Srdy Kapurovej stał się Ile Mažar, chłopak niewiele starszy od niej samej, rozpoznany przez jedną z sąsiadek przez kawałek waty w uchu. Ile wiedział, że nigdy nikt by go nie aresztował, gdyby nie polecenie jego matki, w czasach, gdy jeszcze był dzieckiem. Gdy w 1990 roku umarł mu ojciec, Ile, chłopak o wielkich matematycznych zdolnościach, próbujący pokonać system losowej gry, w którą za życie grywał jego rodziciel, przestał chodzić do szkoły. Wówczas do jego domu, we wciąż jeszcze spokojnej Banja Luce, z polecenia matki przyjechał wujek Ilego, by pomóc chłopcu odnaleźć się w świecie bez ojca. Nadgorliwe spełnienie swoich obowiązków przez wuja, Ile przypłacił popękanymi bębenkami i kawałkiem waty, który od tej pory musiał nosić w uchu.

Żadna sąsiadka nie rozpoznałaby w mordercy Ilego, gdyby nie praca, której chłopak podjął się u Božo Labaša, piłkarza, który najlepsze lata swojej kariery zawodowej spędził w podrzędnym niemieckim klubie piłkarskim, gdzie stał się niemal bogiem, uwielbianym przez biedaków i portowe dziwki. Gdy Božo porzucił sport i wrócił na Bałkany, otworzył sieć restauracji. To u niego swoją pierwszą pracę dostał Ile. Gdyby nie codzienne rozwożenie potraw, najczęściej po tych samym dzielnicach, miejscach i punktach, nikt nie zapamiętałby niewyróżniającego się niczym chłopaka. I nikt nie dostrzegłby podobieństwa między nim a mordercą.

Sprawą Ilego zajmuje się inspektor zagrzebskiego Wydziału Zabójstw, Lovro Babić. On pierwszy zobaczył uduszoną nastolatkę, o skórze bladej jakby była z porcelany, z dwojgiem czarnych szeroko otwartych oczu. Połączenie niespotykane zbyt często, a jeśli już, nie zdradzającego żadnych oznak pochodzenia.

Lovro Babić nie zajmowałby się tak gorliwie sprawą martwej żebraczki, której losem nie interesowali się żadni krewni, bo najpewniej i krewnych żadnych nie posiadała, gdyby nie osobista historia z jego życia. Historia całkiem niedawna, gdy inspektor ruszył do szpitala ze szwagrem i nagle chorym siostrzeńcem. Chłopcem, który tak pięknie grał na skrzypcach, że wszyscy zagrzebianie widzieli w nim nowego wirtuoza Chorwacji. Śmierć siostrzeńca wstrząsnęła Lovrem, choć ten nie chciał tego przyznać. Jako zadośćuczynienie chłopcu postanowił usilnie znaleźć mordercę jego być może rówieśniczki. Na nieszczęście swoje i inspektora, Ile nie mógł powiedzieć jak zabił Srdę. Nie mógł powiedzieć nawet wówczas, gdy co poniedziałek rano był okrutnie katowany przez wielkiego klawisza.

Srda Kapurova, mała żebraczka z Zagrzebia, tańcząca na skrzyżowaniu ulic Vukovarskiej i Držicia, pijąca whisky tak, jakby była czystej krwi Rosjanką, nie należała do nikogo. Każdy z krajów, do których zwracano się z prośbą o sprawdzenie obywatelki o takim imieniu i nazwisku stwierdzał, że nikt taki na jego terenie nigdy się nie pojawił. Niektóre państwa twierdziły nawet, że takie nazwisko nie u nich nie występuje. Skoro więc życie niczyjej żebraczki, leżącej kolejne miesiące w miejskiej kostnicy, nie należało do nikogo, niczyja jest także jej śmierć. Trzeba nad nią przejść do porządku dziennego. Tak jak nad upadkiem Jugosławii i straszliwą wojną, która przetoczyła się przez Bałkany nieco później.

„Srda śpiewa o zmierzchu w Zielone Świątki” to monumentalna powieść Miljenko Jergovicia. Urodzony w Sarajewie pisarz uznawany jest dziś za jednego z najwybitniejszych twórców chorwackiej literatury, a wszystko to dzięki wnikliwej analizie życia w Jugosławii ostatnich dekad XX wieku i pierwszej dekady wieku XXI.

Powieść Jergovicia na pierwszym planie jest historią Srdy Kapurovej – nastoletniej żebraczki nieokreślonej narodowości i niesprecyzowanego wieku, o której nie wiadomo nic poza tym, że regularnie pojawia się na jednym z zagrzebskich skrzyżowań. Tańczy na nim, przeskakuje przed maskami ruszających samochodów, znika w oparach spalin i znów czeka na zielone światło, by za chwilę ponownie ruszyć na prowokującą zabawę z kierowcami. Jedni dziewczynę przeklinają, inni patrzą na nią jak zauroczeni, czekając na kolejny raz, gdy będą mogli obok niej przejechać. Nikt jednak nie podejmuje jakiejkolwiek próby, by dowiedzieć się o Srdzie czegoś więcej.

Zainteresowanie jej osobą rośnie dopiero po jej nienaturalnej śmierci. O tym kto ściągnął dziewczynę do opuszczonego mieszkania w jednym z bloków i dlaczego ją zabił, próbują dowiedzieć się kolejne osoby, bezpośrednio lub pośrednio zaangażowane w śledztwo. Lovro Babić, prowadzący tę sprawę bardziej dla siebie samego, niż z wyższej konieczności; Svjetlan Andrassy, założyciel Stowarzyszenia Międzynarodowej Solidarności, dbający o dobre imię Chorwacji i godne życie każdego obcokrajowca, który się w niej znajdzie; Lazar Hranilović, pilnujący martwego, zimnego ciała Srdy, wpatrzony w dziewczynę z rosnącą czułością; Ile Mažar, wciągnięty w morderstwo czystym przypadkiem i zrządzeniem losu, który uczynił z Jugosławii tygiel kulturowy; Toma Wacha, związany z każdym z powyższych własnymi sprawami, a z denatką tym, że jeszcze za jej życia był nią szczerze zauroczony.

Każdy z bohaterów powieści przynosi ze sobą swoje własne historie. Snują się opowieści o rodzinach, rodach, przyjaciołach, o emigracji do Niemiec i powrocie z nich, o życiu pod dyktaturą Josipa Tito, który rządził Socjalistyczną Federacją Republik Jugosławii od roku 1953 do 1980, o ustaszach i czetnikach, którzy dawno przestali istnieć oficjalnie, wciąż trwając w żywej pamięci mieszkańców Chorwacji i okolic, szczególnie w latach 90., gdy Bałkanami wstrząsała wojna.

Autor w usta i umysły postaci wkłada wspomnienia z własnego dzieciństwa i czasów wczesnej młodości, przedstawiając problemy, jakie trawiły społeczeństwo, najpierw ogólnie jugosłowiańskie, a później konkretnie chorwackie. Opowiada o pierwszych przejawach rosnącego nacjonalizmu, który początkiem lat 90. doprowadził do wojny, która zaczęła się w Chorwacji, a następnie przeniosła i wybuchła całą pełnią w Bośni i Hercegowinie. Wspomina o imionach, które nagle okazały się złe, i domach, które wraz ze zmianą granic zajmowały ziemię innego kraju. Ostatecznie Jergović pisze też o latach powojennych, początku XXI wieku, kiedy to Chorwacja, jako jeden z dwóch bałkańskich krajów, zaczęła żyć zachodnioeuropejskim rytmem, wszystko to co za jej wschodnimi granicami uznając za Europę Wschodnią.

Wszystko to sprawia, że „Srda śpiewa o zmierzchu w Zielone Świątki” staje się powieścią wielce oryginalną i niepowtarzalną. Łączy bowiem literacką fikcję z rzeczywistością, wciągającą fabułę z reporterskim zacięciem. Staje się olbrzymim kolażem, który za podstawę ma Chorwację, lecz łączy w sobie elementy wszystkich krajów i narodów byłej Jugosławii.

Dziesiątki imion, nazwisk, miejsc, setki szczegółów, którymi ta część Europy żyła przez dziesięciolecia, nie ułatwia co prawda lektury, ale za to dodaje jej wielkiej wartości. Przełom wieków, transformacja ustrojowa i wszystko, co z nimi związane, są u Jergovicia pełnoprawnymi bohaterami tej powieści.

A Srda Kapurova, choć najbardziej enigmatyczna z całej książki, jest najważniejszą z nich. Nie tylko ze względów fabularnych. W nastoletniej Srdzie, pragnącej pokazać się światu, który się nią interesował wyłącznie powierzchownie, skumulowany zostaje cały region, z całą swoją historią ostatnich dekad, ze wszystkimi narodami, słabościami, problemami i mnóstwem innych rzeczy, do których nikt nie chce się przyznać tak długo, jak to tylko możliwe.

Metryczka wydawnicza:

Tytuł: Srda śpiewa o zmierzchu w Zielone Świątki
Tytuł oryginału: Srda pjeva, u sumrak, na Duhove
Autor: Miljenko Jergović
Wydawnictwo: Czarne
Rok wydania: 2008
Rok wydania oryginału: 2011
Liczba stron: 545

0 komentarz
6

Podobne posty

Zostaw komentarz