„Miasto biesów. Czekając na powrót cara”, Albert Jawłowski – ROSJA, CZ. 8

przez Kulturalny Nihilista

„W niskim popołudniowym słońcu pobłyskiwało pięć półokrągłych czasz zaprojektowanych w bizantyjskiej manierze. Dokładnie tyle, ile nakazuje jeden z kanonów prawosławnej architektury. Cztery kopuły i cztery dzwonnice to czterech ewangelistów. W środku piąta, najwyższa – Chrystus Zbawiciel. Nad nią, wysoko ku niebu wyprężał się złoty krzyż. Dolna belka krzyża migotała słonecznymi refleksami. Jej lewy kraniec unosił się ku niebu, wskazując drogę do raju, którą zgodnie z tradycją miał udać się skruszony łotr. Prawy kraniec opadał w dół, wskazując drogę do piekieł niechcącemu się pokajać zatwardziałemu łotrowi.
Monumentalną Cerkiew na Krwi pod wezwaniem Wszystkich Świętych w Ziemi Rosyjskiej Jaśniejących wzniesiono dokładnie w miejscu, gdzie stał dom inżyniera Ipatjewa. Jej fundamenty sięgały pozostałości po piwnicy, w której przed stu laty zamordowano Mikołaja II, jego najbliższą rodzinę i służbę”.

W początkach XX wieku położone w środkowej części Uralu, po jego azjatyckiej stronie, miasto Jekaterynburg było schowane jeszcze w cieniu historii. Mając nieco ponad pięćdziesiąt tysięcy mieszkańców i kilkadziesiąt zakładów fabrycznych, było istotnym ośrodkiem tej części Rosji. Prawdziwa sława miasta miała jednak nadejść dopiero w 1918 roku.

Rewolucja lutowa, rozpętana w 1917 roku, doprowadziła do abdykacji cara Mikołaja II Romanowa. Rozwścieczony lud miał dosyć władcy, który nie przejmował się losem poddanych, nie potrafił udźwignąć na barkach ciężaru prowadzenia wielkiego imperium, które odziedziczył, za to które wplątywał w coraz bardziej pogrążające wojny. Bolszewicy wykorzystali więc odpowiedni moment i w sprawny sposób doprowadzili do upadku caratu, a Mikołaja II wraz z rodziną zamknęli w domowym areszcie. Z czasem jednak przeniesiono ich do Tobolska, a następnie do Jekaterynburga, do domu kupca Ipatjewa. To tam, w nocy 17 lipca, zostali obudzeni i sprowadzeni do piwnicy, pod pretekstem ochrony ich życia, gdyż w mieście podobno zrobiło się niespokojnie. Do ostatniej chwili nikt z Romanowów nie wiedział, że w piwnicy tego domostwa zostaną brutalnie zamordowani.

Wydany na rodzinę carską wyrok, wykonany natychmiast, pozbawił życia Mikołaja II, jego żonę, cesarzową Aleksandrę, i ich dzieci, cztery córki: Olgę, Tatianę, Marię i Anastazję, oraz długo wyczekiwanego następcę tronu, carewicza Aleksego. Wraz z nimi rozstrzelana została carska służba, wiernie trwająca przy dogorywającej monarchii.

Nieprzygotowani kaci, będący zbieraniną różnych kryminalistów i innych osobistości rewolucyjnego świata, wykonali rozkaz nieumiejętnie. Dodatkowo klejnoty i kosztowności zaszyte w sukniach carewien sprawiły, że salwa z karabinów nie była w pełni skuteczna. By dopełnić zbrodni oprawcy musieli dobić niektórych Romanowów bagnetami. Zwłoki carskiej rodziny zabrano następnie z piwnicy i wywieziono w nieznanym kierunku, chaotycznie i w pośpiechu szukając miejsca, gdzie można się ich pozbyć. Miejscem wiecznego spoczynku Romanowów zostało Uroczysko Czterech Braci, znane dziś jako Ganina Jama, oddalone o kilkanaście kilometrów od Jekaterynburga, gdzie do nieczynnych szybów wrzucono ich ciała, oblewając kwasem i podpalając. Świat miał się nigdy nie dowiedzieć gdzie spoczywa ostatni car, w ostatnie lata swojego życia znienawidzony przez rodaków.

Kult zamordowanego cara zaczął się jednak rodzić wyjątkowo szybko. Już w latach 70., mimo wciąż brakującego potwierdzenia co do miejsca ukrycia zwłok Romanowów, Ganina Jama zaczęła stawać się miejscem modlitw, dokąd zaczynały schodzić się pierwsze grupki ludzi. Przeprowadzone w latach 90. i już w XXI wieku badania potwierdziły, że znalezione w tym miejscu zwłoki należą do carskiej rodziny. Po kilkudziesięciu latach zapomnienia, ludzie zaczęli wybaczać dawne krzywdy swojemu batiuszce, doprowadzając nawet do kanonizacji całej rodziny w sierpniu 2000 roku. To właśnie wtedy Synod Biskupów Rosyjskiego Kościoła Prawosławnego uznał głęboką wiarę Romanowów i ich cierpiętniczą śmierć za odpowiednie, by tego dokonać.

Jekaterynburg, miejsce kaźni carskiej rodziny, nie mógł oprzeć się rodzącemu się kultowi. Radziecka władza początkowo starała się zwalczyć wszelkie jego objawy, wiedziała jednak doskonale, że wyburzenie domu Ipatjewa będzie kamykiem, który poruszy lawinę. Dom wyburzono na polecenie Politbiura w 1977 roku, a bezpośrednim wykonawcą rozkazu był późniejszy pierwszy prezydent Federacji Rosyjskiej, Borys Jelcyn. W 1990 roku teren po wyburzonym gmachu został przekazany oficjalnie Rosyjskiej Cerkwi Prawosławnej, która szybko zaczęła prace nad jego zagospodarowaniem i już dwa lata później ówczesny patriarcha Moskwy i Wszechrusi zainicjował budowę świątyni. Pieniądze na ten cel przekazywali zarówno wierni, jak i prywatni inwestorzy, lecz doszło do poważnych komplikacji, a zebrane finanse zniknęły. Budowa została przerwana i czekała aż do 2000 roku, do oficjalnej kanonizacji Mikołaja II i jego rodziny.

Wybudowana w stylu rosyjsko-bizantyjskim świątynia, sięgająca fundamentami dawnej piwnicy, która stała się miejscem kaźni Romanowów, została oddana do użytku w 85 rocznicę ich męczeńskiej śmierci. Cerkiew na Krwi pod wezwaniem Wszystkich Świętych w Ziemi Rosyjskiej Jaśniejących, stała się jednym z symboli miasta i fanatycznego, skrajnie prawicowego kultu, który zatoczył bardzo szerokie kręgi.

Patriarcha Aleksy II nie zapomniał również o miejscu odnalezienia zwłok Romanowów, uznając, że zasługuje ono na godne upamiętnienie. Również w 2000 roku, tak jak jekaterynburski odpowiednik, w Ganinej Jamie rozpoczęto budową monasteru Świętych Cierpiętników Carskich, który wkrótce miał stać się pierwszym z budynków powstającego tu całego kompleksu świątyń i muzeum poświęconego Mikołajowi II, w którym wystawiane są przedmioty codziennego użytku z okresu więzienia Romanowów w domu Ipatjewa. Budowla wykonana w stylu staroruskim, przypominająca sobą prastarą świątynię z rosyjskiej bajki ludowej, co roku, w rocznicę śmierci cara, staje się docelowym miejscem ogromnej pielgrzymki, która wyrusza w nocy spod Cerkwi na Krwi, po odprawionym nabożeństwie.

Kult cara i carskiej rodziny jest dziś bardzo istotnym elementem prawosławnej wiary. Wiele znacznych osobistości rosyjskiej polityki deklaruje przywiązanie do świętego dziś Mikołaja II, tak jak pierwsza prokurator anektowanego przez Rosję w 2014 roku Krymu, Natalja Pokłonska. Prokurator, a późniejsza deputowana do Dumy, w 2016 roku wzięła udział w zakrojonej na szeroką skalę akcji przeciwko reżyserowi Aleksiejowi Uczitielowi, chcąc doprowadzić do jego upadku. Powodem powstałego konfliktu była „Matylda”, nowy film uznanego twórcy, opowiadający o romansie cara Mikołaja II z polską primabaleriną, Matyldą Krzesińską. Zdaniem Pokłonskiej, car nie może mieć żadnych żądzy cielesnych ani pragnień miłosnych, ponieważ godzi to w jego nieskazitelną świętość. Dodatkowo premiera tytułu w setną rocznicę śmierci Mikołaja II miała być ciosem wymierzonym w rosyjski naród. Wojna rozpętana przez prokurator Krymu dosięgła nawet Ministerstwo Kultury, które dofinansowało dzieło Uczitiela. Oburzonej i rozwścieczonej Pokłonskiej zaczął z czasem wtórować pisarz Zachar Priliepin, znany z udziału w pierwszej wojnie czeczeńskiej i rewolucji w Donbasie, popierający co prawda ideologię bolszewicką, ale zgodnie z deputowaną broniący dobrego imienia narodu.

Wojna o świętego cara wciąż trwa i nabiera rozpędu.

Historię rozwijającego się kultu cara przedstawia w książce „Miasto biesów. Czekając na powrót cara” Albert Jawłowski. W 2018 roku, w setną rocznicę śmierci carskiej rodziny, autor wybiera się do Jekaterynburga, by odkryć tajemnice jednego z najważniejszych miast Uralu i wziąć udział w słynnej procesji, na którą zjeżdżają ludzie z całej Rosji i innych prawosławnych krajów. Jekaterynburg na ten czas zmienia się w miasto brzuchatych popów, Kozaków dońskich i kubańskich, ubranych w tradycyjne stroje, tysięcy pielgrzymów i fanatycznych wyznawców, gotowych bronić nie tylko swojego batiuszki i religii, lecz całego kraju, węsząc spisek u każdego turysty zza granicy.

Sama historia ostatniego cara Rosji jest przedstawiona bardzo skrótowo. Nieco więcej miejsca Jawłowski poświęca jego śmierci, a jeszcze więcej – historii terenu pozostałego po domu Ipatjewa. Rysuje szczegółową opowieść o Borysie Jelcynie, który został wykonawcą rozkazu wyburzenia niewygodnego dla władzy budynku, jego późniejszej karierze politycznej, z dojściem do prezydentury włącznie. Całą tę historię opiera na zwiedzonym Centrum Prezydenckim Borysa Jelcyna, znajdującym się w mieście. Pośrednio przez historię o pierwszym prezydencie autor przedstawia historię ostatnich dziesięcioleci kraju.

Powoli przechodząc w głąb tematu właściwego, autor snuje kolejne dygresje, opowiadając o prawosławnych osobistościach, znanych personach o wątpliwej reputacji, religijnych szarlatanach i maniakach, biorących aktywny udział w życiu Cerkwi, raz za jej aprobatą, innym razem ku jej zgrozie. Przedstawia sylwetki kolejnych polityków i oligarchów, przeplata przeszłość z teraźniejszością, treści własne z tymi przytoczonymi niemal wprost z cerkiewnych przewodników lub muzealnych tablic. I choć opowiada ciekawie, to główny wątek kultu cara gdzieś ucieka na bok.

Przybliżają go rozmowy z przypadkowymi osobami, napotkanymi w Jekaterynburgu lub Ganinej Jamie. I ponownie, choć są to rozmowy interesujące i wnoszące świeże spojrzenie na rzeczywistość rosyjską, szybko się urywają. Autor szuka sensacji nie tam, gdzie trzeba i nie w ten sposób, w jaki powinien. Zamiast podjąć dłuższą polemikę o staroruskiej architekturze, napomyka o Centrum Upamiętniania Represji Politycznych Perm-36, na terenie dawnego gułagu w Permie, czym szybko i skutecznie odstrasza rozmówczynię, a czytelnika zostawia niespełnionego, z niedokończonym jednym wątkiem i zarzuconą przynętą drugiego. Przynętą, na którą można sporo złowić, ale już nikt nie trzyma wędki.

Samego tematu dotyczącego cara i pielgrzymki z okazji setnej rocznicy śmierci Romanowów jest stosunkowo niewiele. Ot, szybki rzut okiem na Cerkiew na Krwi, nieco zwiedzenia monastyru w Ganinej Jamie, udział w jednym wykładzie, dla odmiany bardzo obszernie i szczegółowo streszczonym i znacznie rozwiniętym, oraz sam udział w nocnej procesji z Jekaterynburga do Ganinej Jamy. Procesji, z której czytelnik wynosi raczej niewiele, poza wszechobecnymi brodami i brzuchami popów i kozackich atamanów.

Do tego dodać trzeba język autora, pełen zupełnie niepotrzebnych anglicyzmów i słów nieużywanych powszechnie, oraz całość sklejoną ciężkostrawną lekkością. Wszystko to czyni z „Miasta biesów” reportaż trudny w lekturze. Interesujący, choć dostarczający więcej wiedzy na inne tematy: raczej o historii końcowych lat Związku Radzieckiego i początkach Federacji Rosyjskiej, aniżeli oczekiwanego w podtytule cara i ostatnich lat Imperium; bardziej o uralskich miastach ogółem, niż o Jekaterynburgu szczególnie. Więcej obok i wokół, niż prosto i do celu. Być może to miasto współtworzone jest przez więcej biesów, niż mogłoby się wydawać. Szkoda więc, że najistotniejsze z nich zostały potraktowane z lekka po macoszemu.

Metryczka wydawnicza:

Tytuł: Miasto biesów. Czekając na powrót cara
Autor: Albert Jawłowski
Wydawnictwo: Czarne
Rok wydania: 2020
Liczba stron: 255

0 komentarz
1

Podobne posty

Zostaw komentarz