„W oblężeniu. Życie pod ostrzałem na sarajewskiej ulicy”, Barbara Demick – BOŚNIA I HERCEGOWINA, CZ. 4

przez Kulturalny Nihilista

„Azra Lačević miała tego serdecznie dosyć. Matka Delili, drobna, kipiąca energią czterdziestotrzylatka, była najbardziej zniecierpliwiona i nieustraszona z całej rodziny. Bardzo źle znosiła zamknięcie w schronie. Nawet w czasie ostrzału zawsze była gotowa pobiec do domu, by przynieść komuś zapomniane okulary albo przyszykować obiad.
– Wychodzę po wodę – oznajmiła. – Pójdziemy do browaru.
Browar znajdował się na drugim brzegu Miljacki, naprzeciwko śródmieścia, pół godziny marszu od Logavinej. Przez długie lata produkowana tu Sarajevsko pivo, a odkąd zabrakło słodu, pełnił funkcję punktu dystrybucji wody. Azra zgarnęła do pomocy męża Asima i córkę Delilę. Jedenastoletni Berin uprosił ich, by go wzięli ze sobą. Kiedy stali w kolejce z pustymi kanistrami, w mur nad ich głowami wbił się granat moździerzowy. Delila złapała brata i padła na ziemię. Starali się leżeć nieruchomo pod gradem fruwających w powietrzu cegieł i odłamków pocisków.
– Mamusi i tatusiowi nic się nie stało? – Berin zapytał Delilę, kiedy upłynęło kilka minut.
– Nie widzisz, że nie żyją? Tata nie ma głowy – warknęła w odpowiedzi.
– Ojcu urwało głowę – wspominała teraz w lodowatej pustce kuchni swoich rodziców. – Głowa mamy wyglądała jak arbuz, którym ktoś cisnął o ziemię. Berin nie mógł w to uwierzyć. Próbował obmyć jej twarz. Krzyczał: „Mamusiu, obudź się. Twój Bero cię woła”, ale nie odpowiadała.

W ostrzale browaru zginęło osiem osób, a dwadzieścia odniosło rany. Sarajewski dziennik „Oslobođenje” okrzyknął ten dzień „czarnym piątkiem”. Nie była to pierwsza masakra ludności cywilnej w oblężonej stolicy. Dwudziestego siódmego maja poprzedniego roku śmierć poniosło dwadzieścia osób stojących w kolejce po chleb na zamkniętej dla ruchu kołowego ulicy Vasy Miskina. Dla wielu sarajewian rzeź przed piekarnią wyznacza moment, w którym uświadomili sobie całą grozę wojennej rzeczywistości”.

Baščaršija, jedna z najstarszych dzielnic stolicy Bośni i Hercegowiny, pamiętająca czasy Turków Osmańskich. To w tej dzielnicy w 1914 roku dokonano zamachu na arcyksięcia Franciszka. W tej dzielnicy, ze skrzyżowania odległego od głównej osi o niecałe 100 metrów, rozpoczyna swój bieg ulica Logavina. Pozornie zwyczajna, pełna niskich bloków i domów, łącząca w sobie kilka religii (znajdują się tutaj zarówno meczety, jak i cerkiew, a kawałek dalej kościół rzymsko-katolicki, a obecnie także Muzeum Żydowskie). To właśnie tę wąską, prowadzącą ostro pod górę ulicę, wybrała sobie na swoje stanowisko pracy pewna amerykańska reporterka, stacjonująca w Sarajewie podczas wojny serbsko-bośniackiej.

Przed wojną, a później w jej trakcie, ulicę zamieszkiwało wiele ludzi różnych narodowości, żyjących ze sobą w zgodzie, niezależnie od rodzinnych poglądów. Wśród mieszkańców spotkać można generała Jovana Divjaka – urodzonego w Belgradzie Serba, który nie dość, że walczył po stronie Bośni, to jeszcze stał się bośniackim bohaterem narodowym, ze względu na stanowcze przeciwstawienie się armii bośniackich Serbów i nieprzekazanie serbskiej stronie części broni, która pozostała po demobilizacji armii jugosławiańskiej.

Mieszka tutaj także Esad Taljanović, stomatolog prowadzący prywatny zakład niedaleko szkoły podstawowej im. Razii Omanović, a wraz z nim żona Šacira oraz dzieci; Alija Žiga – stary imam z małego meczetu naprzeciwko cmentarza, w górnej części ulicy, którego córka, Merima, zginęla w ostatnich dniach wojny, tylko przez opieszałość wojsk ONZ. Do tego Fuad Kasumagić – jubiler, jako jeden z nielicznych prowadzący swój zakład w czasie wojny, dając tym samym pracę kilkunastu osobom, płacąc im zdobytą żywnością, czasem dokładając po kilka niemieckich marek z własnych, skromnych oszczędności.

Na Logavinej spotkać można także Ekrema i Minkę Kaljanców, ukrywających się przed artyleryjskim ostrzałem razem z dwoma małymi synkami. Ekrem jednak musiał wiele ryzykować. Zawód policjanta zobowiązywał go do stawiania się na froncie, skąd regularnie, co kilkanaście godzin wracał. Tak jak wielu jego kolegów, którzy częstokroć linię frontu mieli tuż za swoim domem.

Wojna zastała na tej sarajewskiej ulicy i starszego Serba z żoną, Milutina i Cvijetę Đurđevac, których synowie dołączyli nie do bośniackiej, lecz do serbskiej armii, co jednak nie zmieniło przyjaznego nastawienia sąsiadów, takich jak Mustafa i Šacira Lačeviciowie, których wojenny los potraktował okrutnie w nieco inny sposób. Mieszkając w jednym domu z dorastającymi córkami, Laną i Mašą, przyjęli pod opiekę swoją krewną, nastoletnią Delilę. Z czasem życie z ruchliwą, wybuchową dziewczyną stawało się niełatwe, ponieważ nabawiła się traumy wojennej i paniką reagowała niemal na każdy dźwięk przypominający ostrzał. Do rodziny Lačeviciów, w ich niewielkim mieszkaniu, dołączyli także inni krewni – Selma i Mirza Kapić – dwoje nastolatków, którzy do Sarajewa zostali wysłani z Derventy, w północnej Bośni, przez swoich rodziców. Sarajewo, jak byli pewni mieszkańcy, będzie najbezpieczniejszym miejscem. Na początku nikt jeszcze nie przypuszczał, że zostanie zamknięte w kilkuletnim oblężeniu. Tym samym ulica Logavina stała się wzorcową miniaturą całego miasta, pełnego różnych narodowości, mieszkańców rdzennych i napływowych, próbujących uciec i schować się przed grozą wojny i śmiercią.

Lecz nawet tutaj przyszło im walczyć o życie. Szczególnie w momentach, gdy najtrudniej było o jedzenie, a rząd bośniackich Serbów odcinał na wiele dni miasto od dostaw prądu, gazu czy bieżącej wody, zwłaszcza podczas mroźnych i śnieżnych zim, które w oblężonym mieście, gdzie trudno choćby o kradzież drewna na opał, gdyż okoliczne lasy znajdowały się na linii ostrzału. Mieszkańcy Sarajewa otrzymywali co prawda przydział jedzenia z pomocy humanitarnej, lecz były to najczęściej przeterminowane amerykańskie suchary (pozostałość po zakończonej 20 lat wcześniej wojnie w Wietnamie), makaron, ryż lub sucha fasola, wymagające wody, której brakowało nawet na zachowanie pozornej higieny, a także niejadalne konserwy, od których chorowały nawet porzucone, bezpańskie psy. Lecz mimo tego wszystkiego, mieszkańcy ulicy Logavinej, często przyjaźniący się od dawna, próbowali żyć jak dawniej, wspólnie obchodząc święta, niezależnie od wyznawanej religii, czy ratując spod gruzów domu, trafionego akurat pociskiem z moździerza, sąsiadów.

„W oblężeniu. Życie pod ostrzałem na sarajewskiej ulicy”, amerykańskiej dziennikarki Barbary Demick, to reportaż wyjątkowy z kilku powodów. Przede wszystkim autorka spędziła w oblężonym Sarajewie wiele miesięcy, mieszkając u jednej z rodzin na ulicy Logavina, razem z jej mieszkańcami uciekając spod snajperskich kul, unikając pocisków i granatów, co nie było wcale łatwe. Sama autorka opisuje sytuację, gdy po przeciwnej stronie ulicy nagle spadał pocisk lub stojący tam człowiek zwalał się na ziemię, trafiony rykoszetem przez zagubiony nabój.

Autorka nie skupia się za bardzo na innych częściach miasta, o ile wydarzenia mające w nich miejsce nie dotyczyły bezpośrednio mieszkańców tej staromiejskiej ulicy. Niestety, historia bywa przewrotna, mamy zatem wzmiankę o uczniach pobliskiej szkoły, którzy chcieli odwiedzić swoją nauczycielkę, w momencie, gdy na krótki czas znów zaczęły kursować tramwaje. Gdy tylko trzech chłopców wysiadło z tramwaju w okolicy niesławnego hotelu Holiday Inn, z przeciwległego brzegu rzeki Miljacka, z dzielnicy Grbavica, zajętej przez Serbów, poleciała snajperska salwa, raniąc lub zabijając wielu sarajewian wysiadających z wagonu.

Innymi przytaczanymi historiami jest m.in. ostrzał artyleryjski targowiska Markale z 5 lutego 1994 roku. Targowisko, będące jednym z niewielu miejsc, gdzie za ogromne pieniądze (np. 3 dolary amerykańskie za jajko, kilkadziesiąt marek niemieckich za margarynę) sarajewianie próbowali zdobyć niezbędne produkty, zostało brutalnie ostrzelane przez serbskich wojaków. Podczas tego ostrzału zginęło 68 osób. NATO oraz ONZ, wbrew nadziejom, skończyło na straszeniu. Dopiero drugi ostrzał tego samego targowiska, 28 sierpnia 1995 roku, poskutkowało pierwszą zdecydowaną reakcją zachodnich wojsk.

Barbara Demick zamieszkując na ten niezwykle trudny czas w Sarajewie, opisuje sytuację z pierwszej ręki. Na bieżąco rozmawiała z poznanymi mieszkańcami, była świadkiem wielu tragedii, o setkach kolejnych słysząc niemal z miejsca zdarzenia. Dzięki utrzymywaniu kontaktu ze znaczną liczbą mieszkańców ulicy Logavina, dowiadywała się zarówno co dzieje się w pobliskim szpitalu (jak np. pacjent z chorą wątrobą, któremu pocisk urwał głowę, a przez brak czasu ze strony zabieganego personelu, próbującego jednocześnie leczyć i ratować chorych, bezgłowe zwłoki leżały w sali przed dłuższy czas), szkole, do której próbowano, bardzo niechętnie, posyłać dzieci, na sierocińcu, mieszczącym się przy górnej części ulicy, kończąc. Sierocińcu, w którym w najgorszym momencie mieszkało bardzo wielu sarajewian.

Oprócz tego Barbara Demick pokazuje też zwyczajne życie, które toczyło się pod ostrzałem. Sąsiedzkie podłączanie kradzionego prądu, próby świętowania co ważniejszych wydarzeń czy zapraszanie sąsiadów na frytki z dwóch rodzajów mąk i drożdży, bez ziemniaków (oryginalny przepis został nawet zamieszczony w książce). To wszystko potęguje niesamowite uczucie bliskości z tymi ludźmi, tym większe, że dostajemy historie ich życia wraz z ich imionami i nazwiskami.

Co jeszcze wyróżnia ten reportaż, to fakt, że autorka po 15 lat od zakończenia wojny wróciła do Bośni, by odwiedzić dawnych znajomych. Stąd w ostatnim rozdziale dowiadujemy się jak w 2011 roku wyglądało życie w Sarajewie, jak wielu jego mieszkańców wyemigrowało do Stanów Zjednoczonych, Kanady, Australii, Niemiec lub RPA, kto sobie radzi w nowym świecie, w nowym wieku, a kto przeciwnie, ile osób dotrwało do końca wojny, a kto zmarł i w jaki sposób, czy śmiercią naturalną, czy jednym z ostatnich wystrzelonych pocisków. Dowiadujemy się nawet więcej. Po pokoju w Dayton i podziale Bośni na dwie części, nic już nie mogło przywrócić dawnej wielokulturowości. Serbowie masowo uciekali do Republiki Serbskiej, a Boszniacy (w książce nazywani głównie dawną nazwą – Muzułmanie) oraz bośniaccy Chorwaci woleli zostać w Federacji Bośni i Hercegowiny. Podział całego kraju wpłynął także na podział samego miasta. Od tej pory dzieliło się na Sarajewo i Sarajewo Wschodnie, stworzone z bardziej ubogich przedmieść, znajdujących się już po stronie serbskiej. Tym samym podział etniczny, do którego dążyli bośniaccy Serbowie, a któremu świat chciał zapobiec, został przez ten świat utrwalony na dobre, sztucznymi i przez większość Bośniaków nieakceptowalnymi granicami wewnętrznymi. I chociaż ostrzał artylerii i karabinów ustał, rozpoczęty podział trwał nadal, tnąc nie raz bardziej, niż snajperska kula.

Metryczka wydawnicza:

Tytuł: W oblężeniu. Życie pod ostrzałem na sarajewskiej ulicy
Tytuł oryginału: Besieged: Life Under Fire On A Sarajevo Street
Autor: Barbara Demick
Wydawnictwo: Czarne
Rok wydania: 2019
Rok wydania oryginału: 2011
Liczba stron: 248

0 komentarz
1

Podobne posty

Zostaw komentarz