„Na widok dwóch leżących nieruchomo ciał poczułem mdłości. Omal nie zwymiotowałem.
Omal.
Technicy w białych kombinezonach i ochraniaczach na butach już od jakiegoś czasu oglądali miejsce zbrodni. Rozstawili kilka lamp, żeby oświetlić ciemną kryptę, wyglądało na to, że skończyli robić zdjęcia – na podłodze leżało jeszcze kilka przymiarów. Estíbaliz poprosiła o szkic miejsca zdarzenia i podała mi go po uważnym przestudiowaniu.
– Powiedz mi, że nie mają po dwadzieścia lat – poprosiłem błagalnym tonem.
Wszystko jedno ile, byle nie dwadzieścia.
Poprzedni morderca zatrzymał się na piętnastu latach: cztery pary dzieci obojga płci, nagie, delikatnie dotykające dłońmi policzka partnera. Niedorzeczny gest czułości, którego nikt dotąd nie zdołał wytłumaczyć, ustalono bowiem, że ofiary się nie znały. Wszystkie miały złożone, typowe dla Álavy nazwiska: López de Armentia, Fernández de Retana, Ruiz de Arcaute, García de Vicuña, Martínez de Guereñu…
W dolmenie Chatka Czarownicy w pobliżu miasteczka Elvillar znaleziono martwe ciałą dwojga noworodków. Niedługo później w ruinach celtyberyjskiego grodu La Hoya w gminie Laguardia odkryto zwłoki pięciolatków. Pocieszających się nawzajem dotykiem dłoni, ze wzrokiem wpatrzonym w niebo.
W Słonej Wodzie w Añanie, gdzie za czasów Rzyman wydobywano sól, znaleziono ciała dziesięcioletnich chłopca i dziewczynki. Kiedy zbrodniarz dotarł do Vitorii i przy bramie średniowiecznych murów pojawiły się zwłoki piętnastolatków, panowała już taka psychoza, że ci, którzy mieli po dwadzieścia lat, siedzieli zamknięci w domach, grając z dziadkami w karty. Nikt nie miał odwagi przechadzać się po Vitorii, chyba że w grupie. Jakby wiek ofiar rósł wraz z historyczną chronologią naszego regionu. Wszystko bardzo archeologiczne, bardzo w stylu Tasia.
Potem go złapali. Inspektor Ignacio Ortiz de Zárate wydał nakaz aresztowania Tasia Ortiza de Zárate, najsłynniejszego i najbardziej uwielbianego archeologa w kraju. Tasio stanął przed sądem, uznany za winnego popełnienia ośmiu zabójstw i trafił do więzienia.
Żniwa na vitoriańskich dzieciach zostały przerwane”.
W roku 1996 przez Kraj Basków przeszła fala terroru. W prowincji dokonano kilku podwójnych morderstw, posługując się nieznanym dotychczas kluczem zbrodni. Ofiarami padło dwoje niemowląt, para pięciolatków, dziesięciolatków i piętnastolatków, a ciała odnajdywano w kluczowych punktach regionu, odpowiadających najstarszym dziejom miejscowości i okolicy. Morderca zawsze wybierał osoby obu płci, ciała następnie rozbierając i układając obok siebie tak, by jedno dotykało dłonią policzka drugiego, wokół układając kwiat dziewięćsiła – znanego od pradziejów amuletu ochronnego, w języku baskijskim nazwanym eguzkilore. Gdy śledztwo dobiegło końca oskarżony został miejscowy gwiazdor, jeden z braci bliźniaków, Tasio Ortiz de Zárate. Vitoria powoli docierała do siebie, z czasem zapominając o makabrycznych zbrodniach. Do pewnego momentu…
Rok 2016, lipiec. W mieście powoli rozpoczynają się ogromne uroczystości poprzedzające Día del Blusa – wielkie święto ku czci Virgen Blanca, Białej Panienki. Radosne świętowanie zostaje nagle przerwane, a wraz z nim wolny dzień inspektora Unaia Lopeza de Alayi, gdy tylko do jego uszu dociera informacja o dokonanym podwójnym morderstwie. Wiadomo tylko kilka rzeczy – ofiarami jest para dwudziestolatków, a ciała znaleziono w kolejnym historycznym punkcie Vitorii. Zabójca kontynuuje chronologię sprzed 20 lat. Pierwsze podejrzenie pada na odsiadującego wyrok Tasia, który za kilka dni ma opuścić więzienie na tygodniową, wyczekiwaną przepustkę. Tym bardziej, że jakimś dziwnym sposobem najbardziej chroniony więzień północnej Hiszpanii posiada konto na Twitterze, gdzie regularnie publikuje tweety związane z rozpoczynającą się właśnie sprawą. Każdy kolejny wpis jednocześnie naprowadza inspektora Alayę na nowe tropy, lecz i szkodzi śledztwu, ze względu na pojawiający się przy każdym tweecie #Kraken – od szkolnego pseudonimu śledzczego. Unai Lopez de Alaya nie ma innego wyboru. Musi zająć się sprawą, w czym pomaga mu przyjaciółka, inspektor Estíbaliz Ruiz de Gauna.
Droga, którą kroczy Kraken, okazuje się być bardzo skomplikowana. Tym bardziej, że jego nową szefową zostaje przeniesiona do Vitorii czarnowłosa Alba – kobieta, którą Unai poznał całkiem niedawno podczas porannego biegu, a która przedstawiła się mężczyźnie jako Blanca. Podwójna tożsamość kobiety i jej nieodparty urok, który roztacza, sprawia, że relacja łącząca ją z Krakenem zaczyna wybiegać poza zawodowe standardy. Powoli odkrywane przez obojga karty pokazują, że oprócz przeprowadzanego śledztwa łączy ich także tragiczna przeszłość. I ten sam wiek, ukończone 40 lat, dzięki czemu mimowolnie wpisują się w listę grasującego w mieście mordercy, który nieoczekiwanie morduje kolejną parę, tym razem dwudziestopięciolatków, ponownie zostawiając ciała w historycznym miejscu, zgodnie z chronologią, z dłońmi na policzkach i trzema kwiatami eguzkilore.
Całe miasto powoli pogrąża się w paraliżu, przerażone bezradnością policji. Jeśli morderca działa według dawnego schematu, wybiera za każdym razem ofiary starsze o pięć lat, zawsze ze złożonym nazwiskiem, charakterystycznym dla prowincji Álava, odwołując się do baskijskiej mitologii i ciała składając w ważnym historycznie miejscu, oznacza to coraz większe problemy. Niemożliwym jest ochronienie dziesiątek tysięcy ludzi pasujących do profilu, jaki obrał sobie zabójca, a młodszych historycznie miejsc jest coraz więcej. Do najważniejszego święta pozostało niewiele czasu; komisarz nie godzi się na zamknięcie ludzi w domach, żeby uniknąć paniki. Inspektor Alaya kluczy coraz bardziej, sięgając coraz nowszych tropów i oskarżając kolejne osoby, jednak każda uliczka okazuje się być ślepą lub co najmniej mylącą. Tymczasem na ulicach miasta znaleziono kolejne zwłoki, a ostatnie osoby, które mogłyby pomóc rozwiązać tajemnicę, od kilku dekad leżą w grobie.
Tak jak doktor Urbina, którego jedyną winą było uczucie, jakim obdarzył w 1970 roku piękną Blankę Díaz de Antoñana. Doktor doskonale wiedział, że to uczucie nie ma prawa bytu – on jest żonaty, a poza tym pochodzi z wiejskiej rodziny, ona zaś ma męża, wpływowego magnata, którego przodkowie trudzili się handlem ludźmi, Javiera Ortiza de Zárate. Relacja, która połączyła doktora z piękną mężatką początkowo była tylko zawodowa. Był w końcu ginekologiem, wszystkie pacjentki traktował w równym szacunkiem i dbał o zdrowie każdej. Wszystko zmieniło się, gdy przypadkiem stał się uczestnikiem niedoszłego samobójstwa kobiety. Iskra, która między nimi zapłonęła, szybko wybuchła ogniem tak pomarańczowym, jak włosy doktora Urbiny. Ogniem, który miał płonąć jeszcze długo po jego śmierci, paląc za sobą wszystko, dotykając niemal pół wieku później nawet inspektora Alayę, któremu pozostało odnaleźć nie trop, a zadeptane dawno temu zgliszcza.
„Cisza białego miasta”, autorstwa Evy Garcíi Sáenz de Urturi to doskonały kryminał najwyżej noty. Chociaż jest pierwszą częścią trylogii, tworzy oddzielną, zamkniętą historię. Otrzymujemy w niej stare zbrodnie, które po latach zaczynają kogoś inspirować. Kogoś, kto kontynuuje rozpoczęte „dzieło”, prowadząc bohaterów i widzów szlakiem przez prowincję Álava, współtworzącą Kraj Basków. Podczas prowadzonego śledztwa poznajemy sympatycznego, czterdziestoletniego inspektora, który skrywa w sobie rodzinną tragedię, która, paradoksalnie, wyciągnęła go na szczyt popularności. O słynnym Krakenie mówi całe miasto, chociaż bieżąca sprawa przeciąga się w nieskończoność i wydaje się, że zakończy się sama, gdy zginą najstarsi mieszkańcy Vitorii. Ta swego rodzaju nieudolność, zwykłe, ludzkie błądzenie, czasem zaczepiające o hurraoptymizm i nadmierną pewność siebie, innym razem spadająca na dno beznadziei, sprawia, że Unai Lopez de Alaya staje się postacią niezwykle interesującą. Dodatkowych emocji dodaje zręcznie umieszczony wątek miłosny, równie tajemniczy, pokrętny i niemożliwy wykonania, jak prowadzona sprawa.
De Urturi doskonale operuje fabułą. Rozdmuchuje akcję, nagłaśnia sprawę, zręcznie rozmieszcza ciała, zostawiając sporo drobnych tropów. Na tyle dużo, że pierwsza pewność, że akcja jest prosta, a sprawa morderstw łatwa do rozwiązania, szybko nas opuszcza. Kluczymy i błąkamy się po Kraju Basków razem z inspektorem, co rusz na nowo pewni tego, że już wiemy kto jest mordercą, by chwilę później zręcznym pociągnięciem odcięto nas od podejrzanego, zostawiając kłębiące się w naszych głowach myśli. Chwytamy się kolejnego tropu, znów krążymy, by znów zakończyć tak samo. Im głębiej w las, tym więcej drzew, lecz żadne nie nadaje się do ścięcia.
Autorka, urodzona w stolicy Kraju Basków, wzbogaca swoją powieść o historię. Razem z jej bohaterami odkrywamy najciekawsze, najbardziej znaczące i najważniejsze miejsca Vitorii i okolicznych miast, dostając po trochu informacji o każdym z nich. Dowiadujemy się także nieco o przesądach i wciąż żywej, a zupełnie nieznanej u nas baskijskiej mitologii, wplątanej w popełniane rytualne zbrodnie. Całość sprawia, że dostajemy interesujący i oryginalny kryminał, którego pełnię odkryjemy, gdy sami przeprowadzimy drobne śledztwo i jednocześnie będziemy poznawać ten wyjątkowy, bardzo ważny region Hiszpanii.
Metryczka wydawnicza:
Tytuł: Cisza białego miasta
Tytuł oryginału: El silencio de la ciudad blanca
Autor: Eva García Sáenz de Urturi
Wydawnictwo: Warszawskie Wydawnictwo Literackie
Rok wydania: 2019
Rok wydania oryginału: 2016
Liczba stron: 574
