„Masłem do dołu”, Petr Šabach – CZECHY, CZ. 9

przez Kulturalny Nihilista

„Raz siedzieliśmy, rozmawiając o draperiach, nie pamiętam już, jak zeszliśmy na ten temat, lecz to akurat zdarza nam się dość często, że banalny temat jest dla nas jedynie trampoliną do głębszych rozważań, i wszystko jedno, co nam za nią posłuży, akurat wtedy któryś z nas musiał wymówić słowo „draperia” i Evžen wyskoczył z teorią, że aby ulepić z gliny rzeźbę faceta w płaszczu albo babki w rozkloszowanej spódnicy, trzeba najpierw zrobić studium jej aktu, a dopiero potem, na podstawie anatomicznego precyzyjnego modelu, należy z uczuciem ubrać rzeźbę. Taki jakby striptiz na odwrót. Odparłem, że faktycznie chyba tak jest, choć nikt by na to nie wpadł, a kiedy dalej o tym rozmyślałem, doszedłem do wniosku, że reguła ta dotyczy także innych sytuacji i że aby namalować auta tak, jak to potrafi chyba tylko Evžen, oznacza właściwie widzieć też, co jest pod maską, szczegółowo znać każdziutką część silnika, każdy kabel i wężyk w trzewiach maszyny, i chociaż być może odpowiecie: «Bez przesady! Żeby namalować dom czy auto, nie muszę wiedzieć nic o jego trzewiach!», to ja wraz z Evženem odpowiemy wam: «Żyjcie więc sobie w błędzie i podążajcie dalej swoją drogą, nie macie bowiem najmniejszego pojęcia o draperiach»”.

Arnošt i Evžen to dwaj sześćdziesięciolatkowie, wiodący poukładane, nieco nudne, ale przynajmniej spokojne życie. Ten pierwszy jest bibliotekarzem i prowadzi mały antykwariat. A właściwie próbuje go prowadzić, gdyż książki, chociaż równo poukładane na półkach, nigdy nie są tam, gdzie być powinny, to też gdy pojawia się klient, musi przyjść za kilka dni, gdy już Arnošt znajdzie pożądany przez niego tytuł. Wolne chwile spędza w domu starców, gdzie dotrzymuje towarzystwa swojemu ojcu, karmi go, czyta mu i prowadzi monolog, przekonany o tym, że stary ojciec nawet nie rozumie co się do niego mówi. Innym razem udaje się do swojej córki, by pobawić się z pięcioletnim wnukiem, Mišą, oraz kolejny raz utwierdzić się w przekonaniu, że niezbyt lubi swojego zięcia. Z kolei wolne wieczory spędza w barze Cisza, popijając piwo, unikając kontaktu z ze znajomymi, których uważa za idiotów, czasem coś zjada, ale najczęściej prowadzi ożywioną rozmowę z przyjacielem.

Życie Evžena wygląda w pewien sposób podobnie. Na co dzień jest malarzem, przesiadującym regularnie w antykwariacie Arnošta, w swoim ulubionym fotelu, zawsze w wojskowej kurtce, z którą prawie nigdy się nie rozstaje. Obserwując pracę kolegi snuje refleksje na temat życia i coraz nowszych pomysłów, by je ułatwić lub urozmaicić. Jak np. zaprojektowanie talerza z haczykiem, specjalnie do jedzenia rogala, który na zwykłym talerzu zawsze wywraca mu się masłem do dołu. Gdy już wpada na pomysł realizacji takiego, dzwoni do urzędu patentowego, próbując wytłumaczyć w czym tkwi jego problem. Wieczorami natomiast siedzi wraz z przyjacielem w Ciszy.

Życie obu mężczyzn czasem nabiera lekkiego rozpędu. Zazwyczaj wtedy, gdy Evžen wpada na kolejny, genialny pomysł, taki jak przygotowywanie się do wojny. W tym celu wykupił potajemnie kawałek ziemi za Pragą, gdzie zamierza hodować ziemniaki, cebulę i czosnek, własny tytoń na papierosy i chmiel do produkcji piwa, śmiejąc się, że gdy wojna nadejdzie i na ulicach ludzie będą się zabijać o towary, on będzie siedział z Arnoštem na działce, mając wszystko zapewnione. Nawet już zakupił nasiona potrzebnych roślin i cały sprzęt! Jednak pierwsza z wypraw na działkę, z workiem ziemniaków zasadzenia, przybiera wygląd taki sam jak niemal każdy wieczór w Ciszy – z butelką mocnego alkoholu. A właściwie kilkoma butelkami.

Zdarza się też, że życie obu nabiera tempa w sposób od nich niezależny. Przekonuje się o tym Arnošt, który decyduje się iść na szóste urodziny wnuka, mimo niechęci do zięcia, swojej byłej żony i jej nowego partnera. Przyczyną nadchodzących, tragicznych wydarzeń o niespodziewanym rozwinięciu, są drewniane szczudła, które wystrugał i skonstruował jako prezent dla Mišy. Uradowany chłopiec, nie bacząc na prośby matki, żeby skończył stukać drewnianymi przedłużeniami nóg o podłogę, ciągle skacze po całym domu. Na szczudłach idzie także do kuchni, by umyć ręce. Mokra podłoga wytrąca mu grunt spod nóg, a chłopiec wylewa na siebie ogromny garnek wrzącej wody, gotowanej na knedliki z morelami, których tak pragnął. Nikt jeszcze nie podejrzewa, że razem z wodą wylały się na światło dzienne liczne tajemnice, które mogą zmienić życie wszystkich. Zgodnie z łacińską sentencją „per aspera ad astra” – „przez ciernie do gwiazd”.

Książka Petra Šabacha (autora w Czechach bardzo popularnego), „Masłem do dołu”, to lekka i ciekawa powieść o tym, że życie nie musi kończyć się wraz z nadchodzącą starością. Autor prostym i przyjemnym językiem porusza wiele interesujących kwestii, dotyczących tak filozofii i literatury, jak i po prostu ludzkości i społeczeństwa, które nas otacza. Pojawia się tutaj i humor, prawdziwie czeski, i wielkie dramaty, lecz pokazane bez zbędnego patosu i tego apokaliptycznego klimatu, który tak często towarzyszy dramatycznym sytuacjom. A i główni bohaterowie – dwaj sympatyczni panowie, to bez wątpienia postacie, które mogłyby być naszymi ojcami czy dziadkami, a my taką postać rzeczy przyjęlibyśmy z czystą radością.

Dodatkowo już sama okładka sprawia, że ma się ochotę poznać treść książki, będąc ciekawym co też się w niej skrywa. Powieść tak grubością, jak i formatem, przypomina kanapkę, która zresztą jest i na okładce, a dodatkowo żółty kolor kojarzy się z tytułowym masłem. Mówiąc inaczej – czeski humor atakuje już od samego początku, zanim jeszcze rozpocznie się lekturę.

Metryczka wydawnicza:

Tytuł: Masłem do dołu
Tytuł oryginału: Máslem dolů
Autor: Petr Šabach
Wydawnictwo: Afera
Rok wydania: 2013
Rok wydania oryginału: 2012
Liczba stron: 210

0 komentarz
2

Podobne posty

Zostaw komentarz