„Milczenie lodu”, Ragnar Jónasson – ISLANDIA, CZ. 5

przez Kulturalny Nihilista

„Ambulans dotarł na miejsce na chwilę przed policyjnym dżipem. Ari Thór i Tómas byli na służbie. Zdążył zapomnieć o sprzeczce dotyczącej Hrólfura, kiedy Karl zadzwonił pod numer alarmowy. Teraz stał przy tylnych drzwiach domu w czarnych dżinsach i ciemnoniebieskim swetrze. Jego kurtka leżała na śniegu, a sanitariusze kucali przy nieruchomym ciele, szukając pulsu. Wyglądało na to, że nie da się zidentyfikować odcisków stóp. Wszystko, co mogło być przydatne, dawno pokrył świeży śnieg. Zarówno załoga ambulansu, jak i Karol zadeptali miejsce zdarzenia.
Leżała w śniegu, blaga, wargi miała niebieskie, oczy zamknięte. Ari Thór dotąd nie spotkał Lindy Christensen, żony Karla. Wyglądała niepokojąco spokojnie. Karl stał obok; Ari Thór poczuł przypływ współczucia dla tego miłego człowieka, z którym tak przyjemnie mu się rozmawiało poprzedniego dnia w sklepie rybnym.
Ramiona Lindy były rozciągnięte, na śniegu zgromadziła się kałuża krwi. Za dużo było tej krwi. Ariego Thóra ogarnął gniew, próbował opanować oddech. Nie jest dobrze, kiedy przyjmuje się sprawy zbyt osobiście. Wiedział, że musi utrzymać rozpacz i gniew pod kontrolą, żeby nie zakłócały mu zdrowego rozsądku.
Kto zrobił coś takiego? Kto zostawia człowieka na śmierć w śniegu i własnej krwi?
Był prawie pewien, że kobieta jest martwa. Na jej piersi było nacięcie, płytkie, ale niepokojące na tle bladego torsu. Głębsza rana widniała na ramieniu. To wyglądało poważniej, stąd wzięła się purpurowa plama rozlana wokół niej na śniegu.
Obrażenia obronne?
Broń?
Nóż?”.

Niedoszły duchowny, Ari Thór, skończył niedawno szkołę policyjną. Młody wiek i brak doświadczenia sprawiają, że znalezienie pracy w Reykjawíku jest niemal niemożliwe. Wysyła więc zgłoszenia gdzie tylko się da, aż pewnego dnia otrzymuje informację zwrotną, z posterunku w Siglufjörður – najbardziej wysuniętego na północ miasta Islandii. Pracę przyjmuje od razu, bez konsultacji ze swoją dziewczyną, Kristin, którą ze stolicą wiążą obowiązki, przez co nie może wyjechać na drugi koniec kraju. Mężczyzna wyrusza więc sam.

Niewielkie Siglufjörður, w którym wszyscy się doskonale znają, wita go wyjątkowo ponurą aurą. Wszechobecne chmury, niemal ciągła ciemność, padający bez przerwy śnieg, zawieruchy i schodzące z gór lawiny całkowicie blokują wyjazd z miasta, każdą z możliwych dróg. Surowa aura wywołuje w nim uczucie klaustrofobii, potęgowane tym, że jest jednym z niewielu obcych, w dodatku z dalekiego południa. Brak zaufania ze strony mieszkańców nie jest jednak wbrew pozorom aż takim problemem. W końcu w małym mieście niewiele się dzieje, co najwyżej trzeba dać pouczenie jakiemuś kierowcy. Do czasu.

W działającym lokalnie Towarzystwie Dramatycznym, prowadzonym przez ponad 90-letniego pisarza, autora tylko jednej w życiu książki, Hrólfura, dochodzi do śmiertelnego wypadku. Na kilka dni przed premierą nowej sztuki, w przerwie między próbami, ginie sam dyrektor Towarzystwa. Starszy pan znaleziony zostaje na dole schodów. Chociaż szef policji uważa, że to był tylko nieszczęśliwy wypadek, w końcu stary sporo wypił, Ari Thór postanawia poprowadzić śledztwo na własną rękę. Mniej lub bardziej dyskretnie dociera do coraz ciekawszych faktów z życia tej niewielkiej społeczności. Poznaje największego przegranego Towarzystwa, Pálmiego, którego sztuka nie zyskała takiego poparcia, by ją wystawić w pierwszej kolejności; cichą i spokojną Ninę, pracującą jako szatniarka i bileterka teatru tylko dlatego, by być bliżej ukochanego, który wiele lat temu ją odtrącił; pozornie sympatycznego Karla, którego wyjazd do Danii, wraz z rodziną, gdy był jeszcze nastolatkiem, rzuca nowe światło na wiele wydarzeń, jakie miało miejsce w Siglufjörður od przyjazdu Ariego Thóra. Poznaje też młodą przybyszkę z Fiordów Zachodnich, delikatną i śliczną Uglę, u której zaczyna pobierać lekcje gry na fortepianie, a która przypadkiem staje się ważną osobą w śledztwie dotyczącym śmierci Hrólfura. I która powoli zapełnia pustkę po zostawionej w stolicy dziewczynie.

Spokojne dotychczas miasteczko przeżywa wstrząs za wstrząsem. Odcięte od świata, pogrążone w zimowej ciemności, staje się świadkiem kolejnej tragedii. Linda, jedna z mieszkanek, zostaje znaleziona półżywa na śniegu, przed swoim domem, rozebrana do pasa, leżąc we własnej krwi. Tym razem policja musi rozpocząć oficjalne śledztwo. Tym bardziej, że ktoś szybko i sprawnie przekazuje informacje z dalekiej północy dziennikarzom.

„Milczenie lodu”, Ragnara Jónassona, to mocno klaustrofobiczny i bardzo nietypowy kryminał, chociaż wpisujący się w skandynawską konwencję tego typu literatury, to jednak zupełnie do niej niepodobny.

Do najdalej wysuniętego na północ miasta Islandii wrzucony zostaje on – młody człowiek, który porzucił studia teologiczne, by rozpocząć karierę policjanta. Zapewne nie tak ją sobie wyobrażał – zamknięty w małym mieście, w hermetycznym środowisku, które żyje głównie jedną rzeczą – trwającymi ciągle próbami i przedstawieniami wystawianymi przez Towarzystwo Dramatyczne. W występach bierze udział duża liczba mieszkańców, a wszyscy pozostali bardzo chętnie uczestniczą w spektaklach. Wiele zmienia się, gdy umiera główna oś całego przedsiębiorstwa – literacki mistrz, autor jednej tylko książki, która stała się na długie lata największym bestsellerem kraju. Wejście w ten zamknięty krąg, w którym z jednej strony wszyscy wszystkich bronią, a z drugiej każdy ma na każdego coś, czym może go pogrążyć, uniemożliwia Ariemu Thórowi spokojny sen. I tak niełatwe śledztwo utrudnia fakt, że o każdym przesłuchaniu zaraz dowiadują się inni mieszkańcy, a on, obcy, zostaje powiązany rodzącym się romansem z Uglą, również dla mieszkańców obcą. No i po niedoszłym „wielebnym” oczekuje się raczej wsparcia, aniżeli szukania potencjalnego mordercy, jeśli taki w ogóle istnieje.

Jónasson dużo miejsca w książce poświęca historiom postaci i analizie tego, co w ich życiu zaszło, co w połączeniu ze sporą dawką teatru daje poczucie, że mamy do czynienia nie z kryminałem, a z powieścią na kształt ibsenowskich dramatów. Oprócz tego powieść zaczyna się powoli, nadciąga jak polarna noc, fabuła najpierw powoli osiada, ekscytuje, by w końcu zacząć trochę drażnić. Odczuć można to, co jej bohater – dziwne uczucie niepokoju i zmęczenie tym, że nie ma jak ani dokąd uciec. Poczucie, że coś się dzieje, lecz już nie do końca wiadomo co i gdzie. A może to tylko jeden z elementów fabuły wystawianej sztuki? Na rozwinięcie akcji czeka się długo, na szczęście gdy już to nastąpi, robi się interesująco, choć wówczas kończy się zbyt szybko i zbyt nagle.

Niestety, choć to nie zarzut dla autora, a dla wydawnictwa… Korekta „Milczenia lodu” jest bardzo zła. Mnogość powtórzeń, które można zastąpić dziesiątkami innych słów, zachowując sens i wydźwięk, sporo literówek, zgubionych liter… Powieść, której autor przegonił skandynawskiego mistrza, Stiega Larssona, powinna być jednak lepiej poprowadzona.

Metryczka wydawnicza:

Tytuł: Milczenie lodu
Tytuł oryginału: Snowblind
Autor: Ragnar Jónasson
Wydawnictwo: Amber
Rok wydania: 2016
Rok wydania oryginału: 2015
Liczba stron: 303

0 komentarz
1

Podobne posty

Zostaw komentarz