„Pochowajcie mnie pod podłogą”, Paweł Sanajew – ROSJA, CZ. 11

przez Kulturalny Nihilista

„- Ty nie masz dziecka! Porzuciłaś je! Masz swojego karła, jego pilnuj! A Sasza jest mój, to ja dla niego cierpię katusze!
– Co ty się tym swoim cierpieniem tak rozgrzeszasz?!
– Coś ty powiedziała, świnio?! Co ja swoim cierpieniem robię?! – wrzasnęła babcia i schwyciła stojącego na kredensie drewnianego foksteriera.
Rzuciłem się na babcię i płacząc z przerażenia, zacząłem odgradzać od niej mamę. Raz już zdarzyło się coś podobnego i była to najstraszniejsza rzecz, jaką pamiętam. Strach zasnuł mi oczy. Widziałem tylko ostry róg podstawki i zależało mi na jednym – żeby ciężki drewniany pies pozostał na swoim miejscu.
– Baba, nie rób tego! Nie!
– Odejdź, gnido, nie plącz mi się pod nogami!
– Nienormalna jesteś, co ty robisz?! – zawołała mama, chowając się przed babcią za stołem. – Odłóż tego psa!
– Nie bój się, już go stawiam – powiedziała babcia, ścierając z niego kurz rękawem. – Ojciec go dostał w prezencie, nie będę nim rzucać w taką kurwę, bo się jeszcze wybrudzi. Ty nawet kurwą nie jesteś, ty w ogóle nie jesteś kobietą. Twoje narządy psom powinni rzucić za to, że miałaś czelność dziecko urodzić.
– Za co ty mnie tak nienawidzisz? – spytała mama i po policzkach spłynęły jej łzy. – Za co mnie tak przy synu gnoisz? Wszystko mi zabrałaś! Rzeczy zabrałaś, syna zabrałaś i jego miłość też chcesz mi zabrać? Saszeńka! – Mama schwyciła nagle moje palto z wieszaka. – Pójdziesz ze mną! Chodź, zabieram cię…”.

Kilkuletni Sasza Sawielew wiedzie pozornie spokojne i normalne życie. Od kilku lat mieszka w jednym z moskiewskich bloków, razem z babcią i dziadkiem. Raz na kilka tygodni odwiedza go matka, która niedawno przeprowadziła się z Soczi do Moskwy, do podarowanego jej przez ojca mieszkania, razem z nowym partnerem, niespełnionym artystą i niepijącym alkoholikiem.

Cały świat Saszy jest jednak dużo bardziej skomplikowany, niż się wydaje. Odebrany zostaje matce, którą wyklęli dziadkowie Saszy, ze względu na związanie się mężczyzną, który przepija większość pieniędzy, uważając się za wielkiego artystę, który jednak nie może znaleźć żadnej pracy. Odebrany z ciepła rodzinnego domu, trafia pod opiekę starszych ludzi – despotycznej babki i niewiele łagodniejszego dziadka, kończąc tym samym etap dzieciństwa, zanim ten się na dobre zaczął.

Chłopiec jest niezwykle chorowity. Ilość lekarzy, pielęgniarek i opiekunek pojawiających się w domu Sawielewów, sięga nawet kilkunastu miesięcznie. Tak częste wizyty wymagają stosownego nagrodzenia wizytujących medyków, zależnie od ich rangi, wykonywanej profesji czy leków, które trzeba było przepisać. Kuchnia babci jest na to przygotowana – jedna lodówka pełna zeszłorocznego kawioru i starych ryb, podrzędnych konserw, druga za to wypełniona świeżymi i drogimi produktami, by w zręczny sposób obdarować kogo trzeba czym trzeba. To bardzo ważne, żeby się nie pomylić, bo nieleczone dziecko może umrzeć, a na to Nina Antonowna nie może pozwolić.

Kochająca babcia zawsze zadba o chorego wnuczka. Po kąpieli przenosi go do łóżka, żeby tylko bosymi stopami nie dotknął zimnej posadzki, dogrzewa mieszkanie, pod koszulkę przypina mu chusteczki, które wchłoną wilgoć, gdy chuderlawe ciało chłopca spoci się podczas zabawy. Do snu obowiązkowo założy mu czepek, a na wszystkich chorobach dziecka, od przeziębienia, do gronkowca, zna się najlepiej. Tylko miłość do Saszy objawia w nieco nieodpowiedni sposób.

Chłopiec staje się obiektem największych psychicznych tortur, jakie można zastosować wobec drugiego człowieka. Niezależnie od powodu choroby, wyzywany jest najwymyślniejszymi epitetami lub, w przypadku większej przewiny, idiotą, debilem, gówniarzem, szubrawcą, skurwielem… Niejednokrotnie Sasza jest celem największego złorzeczenia, łącznie pobożnymi życzeniami wściekłej babki, aby ten zdechł, zaraz po wylaniu przez nią setek łez i wyrzuceniu z siebie lamentu, że ta córka-kurwa, niedorozwinięty idiota-wnuczek i stary hycel-mąż zmarnowali jej życie.

Sasza bardzo pragnie żyć jak jego rówieśnicy. Pragnie zamieszkać z ukochaną matką, a jeśli to będzie niemożliwe, bo nie dożyje 16 urodzin, co regularnie przepowiada mu babcia, to chciałby zostać pochowany pod podłogą w rodzinnym domu, żeby móc przebywać blisko mamy nawet po śmierci. Byle nie chowano go na cmentarzu, w samotności, zimnie i pod krzyżem, który wzbudza w nim strach. Marzenia chłopca nigdy nie spełniają się tak, jak powinny. Gdy otrzymuje od matki jakąś zabawkę, ta ląduje w zsypie na śmieci, obrzucona najgorszymi przekleństwami. Próba wyciągnięcia babci do parku, jedno z największych marzeń chłopca, także kończy się źle. Usilne próby namówienia staruszki na skorzystanie z jakiejś z dostępnych karuzeli kończą się serią poniżających wyzwisk. Jedyną radością z tego spaceru jest lód, który babcia kupuje Saszce. Lód, który chowa jednak do torebki, obiecując, że da go chłopcu dopiero w domu, żeby ten się nie przeziębił.

W życiu Saszy były tylko dwie w pełni radosne chwile. Jedne z urodzin, które spędził z matką i jej nowym partnerem, oraz krótki, wakacyjny wyjazd do sanatorium w Żeleznowodsku, gdzie mógł po raz pierwszy aktywnie uczestniczyć w społecznym życiu.

„Pochowajcie mnie pod podłogą”, Pawła Sanajewa, to poruszająca, autobiograficzna relacja z życia małego chłopca. Autor, pod postacią Saszy, przedstawia kilka z epizodów życia pod babciną dyktaturą, przedstawiając kobietę jako despotyczną, chorą psychicznie wariatkę. Próbuje wytłumaczyć jak doszło do takiego stanu, przedstawiając historię babci zarówno z jej strony, jak i ze strony dziadka, zauważając, że jedyną przewiną staruszka było to, że swoją żonę przywiózł z Kijowa do Moskwy, a następnie zaczął jeździć na koncerty, doprowadzając kobietę do powolnego szaleństwa.

Powieść Sanajewa jest pełna przeciwieństw. Z jednej strony bawią czytelnika perypetie chłopca, któremu np. przykazano pod groźbą śmierci, że ma nie pojawiać się na terenie budowy Moskiewskiego Instytutu Drogownictwa, a ten nie dość, że właśnie tam idzie, to jeszcze niefortunnie wpada do studzienki pełnej świeżej zaprawy cementowej. Bawi odrabianie przez Saszą zaległości ze szkoły, szczególnie gdy rozproszony czymś chłopiec zaczyna powtarzać sylaby w przepisywanych słowach, na widok czego babcia dostaje niemal ataku nerwicy, bo z pedantyczną manią wydrapuje żyletką każdy jeden błąd. Z drugiej jednak strony po każdej zabawnej historii następuje przeskok – Saszeńka i Koteczek znów odchodzą, by ustąpić miejsca bękartowi i idiocie, który najlepiej by zrobił, gdyby umarł, lub gdyby jego matka się nie puszczała i go nie rodziła. I po pierwszej reakcji, jaką był uśmiech, dociera do czytelnika smutek. Babcina miłość jest bezgraniczna i sama poświęciłaby życie za zdrowie wnuka, lecz gdy tylko to zdrowie wraca, razem z nim powracają słowne koszmary i werbalne poniżanie.

„Pochowajcie mnie pod podłogą” to wciągająca, choć przygnębiająca książka. Nie wiadomo komu współczuć bardziej, każdy w niej cierpi na równi, choć każdy z innego powodu. Lektura tej powieści budzi pytanie o kwestie moralne – co zrobić z dzieckiem w takim przypadku i czy istnieje rozwiązanie dla niego najlepsze? Czy z Saszą lepiej poradziłaby sobie matka, bardziej zaangażowana w pomoc uzależnionemu od alkoholu partnerowi, nie mająca żadnej wiedzy na temat chorób i leczenia własnego syna, czy jednak lepszą opiekunką jest babka-tyranka, dbająca o rozwój i zdrowie fizyczne chłopca, psychicznie traktując go jedna jak niepełnosprawnego, lżąc chłopca jak śmiecia? I tak w trakcie czytania powieści Sanajewa powoli rodzi się smutek.

Smutek tym większy, gdy uświadomimy sobie, że tak wyglądało prawdziwe życie autora. Tym większy, gdy dotrze do nas przerażająca myśl, że tak wygląda życie wielu dzieci. Że można być zniewolonym i cierpieć nawet wtedy, gdy ma się opiekę i kochające osoby obok siebie.

Metryczka wydawnicza:

Tytuł: Pochowajcie mnie pod podłogą
Tytuł oryginału: Похороните меня за плинтусом
Autor: Paweł Sanajew
Wydawnictwo: Państwowy Instytut Wydawniczy
Rok wydania: 2009
Rok wydania oryginału: 2003
Liczba stron: 205

0 komentarz
1

Podobne posty

Zostaw komentarz