„Ślad smoczej łapy”, Antonije Žalica – BOŚNIA I HERCEGOWINA, CZ. 10

przez Kulturalny Nihilista

„Ogień. Woda. Ziemia. Powietrze. Najstraszniejsze jest powietrze. Ogień to pociski i pożary, salwy i wyrzutnie rakiet, ogień to papieros, którego nie ma, ogień to kilka gałązek na ugotowanie garstki ryżu; kiedy go nie ma, ogień jest zimnem. Ogień jest straszny, ale straszniejsze jest powietrze. Woda to męka, dźwiganie przez płonące ulice, woda to krew na chodniku. Straszna jest woda, kiedy się ma pragnienie, ale powietrze jest najstraszniejsze ze wszystkiego. Ziemia to żwir boiska do piłki nożnej, na którym chowamy martwych, ziemia to domy zburzone uderzeniem, ziemia to worki w oknach, błoto we włosach, rowy i okopy. Straszna jest zlodowaciała ziemia, ale powietrze jest straszniejsze.
Powietrze to drzewo nad pniem ściętym w parku,
powietrze to upiorny ból w ręce, którą oderwał pocisk”.

Nacjonalizm nie pojawił się od razu. Narastał stopniowo, zaczynając się od popularnych w Sarajewie dowcipów. Od żartów z sąsiadów, którzy chociaż są innej narodowości, to przecież wszyscy jednak byli Jugosłowianami. Wojna też nie pojawiła się od razu, chociaż z początku mało kto w nią wierzył. Przecież pewien prorok z Indii powiedział, że wojny nie będzie, a słowa te podchwyciły w krótkim czasie najważniejsze gazety. Wojna jest tak nieprawdopodobna jak żółty śnieg, wymieszany z pyłem z odległej Sahary. Tylko że przeklęty wiatr znad Morza Śródziemnego, wiejący pewnego zimowego dnia 1991 roku, sprowadził ze sobą właśnie saharyjski piasek, a zbocza Jahoriny, jednego z popularniejszych kurortów narciarskich Bośni, pokryły się żółtym śniegiem. Razem z jego przybyciem ubyło ludzi. Nikt już nie chciał jeździć na nartach. Nie w tych niebezpiecznych czasach przed wojną, która przecież nie nadejdzie.

Życie szybko weryfikuje wszelkie symbole i proroctwa. Drwi sobie z nich, to też nieuniknione w końcu nadciąga. A razem z rozpoczynającym się konfliktem, znowu znikają ludzie. Kryją się w piwnicach i pokojach ocalałych budynków, unikając okien, w których może ich dostrzec czujny snajper. Unikając też chodzenia tymi samymi ulicami, a także przebywania zbyt długo na zewnątrz. Bo chociaż jest czas ostrzału i czas spokoju, czas spadających bomb i padającego deszczu, to tylko przycupnięty za uchem anioł wie, kiedy można sobie pozwolić na odrobinę życia. Pewien reżyser, młody ojciec malutkiego chłopca wie o tym najlepiej. Gdy schodzi po klatce schodowej, zanim wyjdzie zatrzymuje się na chwilę na ostatnich stopniach, czekając. Jeśli coś w podświadomości zabroni mu wyjść, to znak, że czuwający nad nim anioł na to nie pozwala. Niebiańska istota z góry widzi, w którą stronę zmierza pocisk. Trzeba jednak jakoś dotrzeć do Akademii Teatralnej, teraz miejsca, w którym ukrywają się wszyscy ci, którzy nie mają innego schronienia. Miejsca, w którym można wypiec trochę chleba, by wykarmić rodzinę. Tylko tam było czym palić w piecu. Teatralna scenografia nadaje się do tego idealnie. Do wypieku chleba nadają się też rekwizyty, szczególnie te ze spektaklu „Wieża Babel”.

Życie w Sarajewie musi jednak trwać nadal. Skoro brakuje żywności, woda zakręcana jest nawet na kilka dni, a prąd pojawia się na kilka godzin, raz na jakiś czas, czymś zapełnić trzeba trwającą pomiędzy pustkę; zagłuszyć świszczące ponad dachami pociski artyleryjskie i odwrócić wzrok od łun z pożarów. Rozdarta Bośnia czasu wojny jest jak Szekspirowska Werona, a w niej dwa skłócone rody. Młodzi artyści, decydują się więc wystawić sztukę, być może ostatnią, jaką zobaczy miasto. Romeo i Julia w świecie poatomowym, postapokaliptycznym, Werona, niczym Sarajewo, odcięta od świata. Nie wiadomo nawet czy jakiś świat jeszcze pozostał. Pisanie scenariusza, dobór aktorów, pierwsze próby, a wszystko zakropione odpowiednią ilością najlepszej jakości rakiji. Dopóki jeszcze jest dostępna, bo Serbowie wykupili już fabrykę i wywożą ją do Macedonii.

Czas nie działa na korzyść. Strach o rodzinę jest coraz większy. Byle jeszcze trochę przetrwać. Raz jeszcze zrobić majonez, który nigdy nie widział jajka, albo ser składający się z tego, co jest dostępne: mąki, oleju i paru łyżek mleka w proszku. Byle zdobyć wodę, nie ginąc w drodze powrotnej, z pełnymi kanistrami w rękach. Bo ile razy można gotować ryż na alkoholu? Jeszcze trochę przetrwać, a potem uciec do Holandii. Chociaż nawet w bezpiecznym Amsterdamie odruchy nabyte w Sarajewie będą żywe. Pewnych rzeczy nie da się wymazać. Są jak ślad smoczej łapy na chodniku – wyryte na stałe.

„Ślad smoczej łapy”, bośniackiego pisarza, reżysera i scenarzysty, Antonija Žalicy, to zbiór luźno powiązanych ze sobą opowiadań, tworzących jednak spójną całość. Urodzony w Sarajewie autor opowiada w nich historię swojego życia na krótko przed wybuchem wojny domowej w Bośni i Hercegowinie, do roku 1993, kiedy udało mu się wyjechać z oblężonego miasta do Amsterdamu.

Opowiadania te nie są wzbogacone literacką fikcją. Autor przedstawia prawdziwe życie w Sarajewie, regularnie ostrzeliwanym przez serbskie wojska. W mieście, w którym normalne życie nie miało prawa istnieć, a mimo wszystko jakoś trwało, dzięki jego mieszkańcom, którzy nauczyli się wyłapywać krótkie chwile zawieszenia broni czy zwykłej przerwy w ostrzale. Sarajewianie przedstawieni w książce pełni są niegasnącego humoru, nawet mimo wielu przeciwności losu. Narratorem i głównym bohaterem jest sam autor, będący żywym przykładem takiej właśnie postawy. W chwili, gdy jego ojcu, znanemu pisarzowi Miodragowi Žalicy zaczyna brakować leków, udaje się do apteki z czymś, co mylnie bierze za receptę. I tylko spokój ducha sprawia, że farmaceutki odsyłają go z dwumiesięcznym zapasem potrzebnego lekarstwa. Gdy brakuje wody, Antonije, za namową katolickiego sąsiada, udaje się w stronę kościoła Św. Antoniego. W końcu to jego imiennik, warto spróbować. Przypadkowe wydarzenia, których jest świadkiem, pozwalają mu zdobyć wodę szybciej, z zupełnie innego miejsca. Gdy niespodziewanie szybko wraca do domu, a domownicy świadomi, że taka wyprawa zajęłaby mu kilka godzin więcej, mężczyzna z uśmiechem pozwala sobie na religijny dowcip.

Autor snuje też zaskakującą refleksję o życiu, a dokładnie jego początkach. Przyznaje, że na początku konfliktu zdecydował się wraz z żoną na jeszcze jedno dziecko. Zarówno czas, jak i miejsce nie sprzyjają takim decyzjom. Wspomina ludzi urodzonych w 1942 roku, zastanawiając się kto mógł spłodzić ich w 1941, gdy II wojna światowa trwała w najlepsze. Teraz, gdy w Bośni trwała mniejsza, lecz nie mniej ważna wojna, zrozumiał o co w tym chodzi. Szalejąca wokół śmierć musi mieć jakąś kontrę, coś, co można jej przeciwstawić. Tylko tak można przetrwać.

Opowiadania Žalicy podzielone są na części. Pierwsza z nich opowiada historie przygotowań do wystawienia sztuki „Romeo i Julia”. Jest to swego rodzaju pierwsza linia mentalnej obrony przed nadciągającym konfliktem, próba zachowania ludzkiej godności w chwili, gdy niedawni sąsiedzi i przyjaciele nagle stają się śmiertelnymi wrogami, tak jak werońskie rodziny, nie chcąc pozwolić zjednoczyć się we wspólnym kraju.

Kolejne cztery części traktują o żywiołach, a w tym przypadku o ich bardziej realnych aspektach. Ziemia kojarzy się autorowi z ukochanym ojcem, któremu nie było dane dożyć końca konfliktu czy z tytułowym „śladem smoczej łapy”, czyli śladami od pocisków, najczęściej wystrzeliwanych przez moździerze. Ogień staje się m.in. Towarzyszem Tito, jak nazywano w Sarajewie jednego z dowódców plutonu policji. Człowieka żywego niczym ogień, potrafiącego poparzyć tych, którzy obchodzili się z nim nierozważnie, lecz dającego jednocześnie życiodajne ciepło i ochronę. Woda zyskuje w opowiadaniach bardziej przyziemną formę, tę najbardziej podstawową, tak potrzebną do przeżycia. Chyba, że tryska akurat z niespodziewanego miejsca, nieopodal kościoła. Jest jeszcze powietrze, lecz o nim napisać najtrudniej. Powietrze nie przynosi nic dobrego.

Antonije Žalica pisze o wojnie lekko. Co rusz przebijają z jego treści strach, obawa i troska, ale mimo wszystko zachowuje lekkość. Czuć, że jest to ta specyfika sarajewian, połączona z wolą przeżycia i nasączona rakiją. Specyfika, która uruchamia także wtedy, gdy już opuściło się umierające powoli miasto. Sarajewska nostalgia chyba właśnie wtedy odzywa się najmocniej, wywołując lawinę wspomnień o życiu, które nagle i niespodziewanie zostało przerwane. Bo przecież prorok z Indii powiedział, że wojny nie będzie.

Metryczka wydawnicza:

Tytuł: Ślad smoczej łapy
Tytuł oryginału: Trag zmajeve šape
Autor: Antonije Žalica
Wydawnictwo: Pogranicze
Rok wydania: 1999
Rok wydania oryginału: 1995
Liczba stron: 160

0 komentarz
2

Podobne posty

Zostaw komentarz