„Dzieci lisicy”, Paul Tobin, Joe Querio

przez Kulturalny Nihilista

„Dotknij najstarszego ze światów. Dotknij najstarszych sekretów. Ale zapamiętaj coś, wiedźminie. Zapamiętaj tę jedną rzecz… Iluzja. Wszystko jest iluzją”.

Las w pobliżu delty Pontaru, na pograniczu redańsko-temerskim. Znajomy wiedźmin ponownie nie podróżuje sam, a w towarzystwie. Tym razem nie byle jakim, bo krasnoluda Addario Bacha, waltornisty o gadce równie ciężkiej, co jego instrument. W poszukiwaniu środka transportu, którym mogliby dostać się do Novigradu, docierają nad sam Pontar, do rzecznego portu. Tam szybko zakwaterowują się na statku, zachwycając się nadchodzącym rejsem: „Nie ma nic piękniejszego niż statek pod pełnymi żaglami, koń w galopie i naga dziewka, która się pochyla…”. Będąc już na pokładzie okazuje się, że Geralt i jego brodaty kompan są potrzebni do misji ratunkowej, mającej na celu oddanie novigradzkiej dziedziczce garbarni futer, Brianie de Sepulveda, jej porwaną córkę. Sęk w tym, że córkę porwał nie człowiek, a aguara – stworzenie wyglądające jak lisica, potrafiące przyjmować humanoidalną postać. Poza tym Briana wcale córki nie szuka. Za to poszukuje jej nowa, lisia matka. I nie zamierza odpuścić, tym bardziej, że losy porwanej dziewczynki nieco się pokomplikowały.

Geralt na próżno tłumaczy upartej załodze sposób funkcjonowania aguary. Zapatrzona w możliwość łatwego zysku załoga ani myśli oddawać dziewczyny żadnej z matek. „Dzika elfia dziewczyna, półlisica” staje się bardzo cennym łupem, o który szybko przyjdzie walczyć z ludźmi, potworami i innymi siłami, których nie sposób pojąć rozumowo.

Dzieci lisicy, Paul Tobin, Joe Querio, Dark Horse Books, Warszawa 2015

Rozgniewana aguara tropi statek, który wyruszył z nurtem rzeki ku otwartemu morzu. Coraz bardziej przerażona załoga musi stawiać czoła coraz częściej pojawiającym się przeszkodom, takim jak nagły sztorm czy rój węży siedzący na drzewach, pod którymi statek musi przepłynąć. Powoli wszyscy zaczynają rozumieć jak groźnym przeciwnikiem jest aguara i jakimi mocami dysponuje. Lecz nikt nie może wiedzieć, które wydarzenia dzieją się naprawdę, a które są tylko sprawną iluzją wściekłej lisicy. Pewne jest jedno – niezależnie od stopnia zaawansowania i ilości iluzji, śmierć jest zawsze jak najbardziej prawdziwa. Tak jak ląd, na który Geralt, Addario, nowa towarzyszka podróży, Janessa, i już nie cała załoga muszą zejść. A przecież iluzja nie zawsze musi zabijać bezpośrednio. Błądzić jest rzeczą ludzką, prawda? Aguara powoli, ale skutecznie, mniej lub bardziej oficjalnie uszczupla załogę statku o jakże ironicznej nazwie „Prorok Lebioda”. Z całej sytuacji są tylko dwa wyjścia – walczyć albo negocjować. Choćby i z vodianoy, bez względu na to czy są prawdziwi czy nie. Ale trudno się walczy, gdy bronić trzeba samego siebie i sparaliżowanych ze strachu towarzyszy niedoli. Szczególnie, że aguara już podąża za nimi. Już jest na statku.

„Dzieci lisicy” to druga część amerykańskiego cyklu komiksowego o wiedźminie. Ponownie spotykamy się ze scenariuszem autorstwa Paula Tobina i ponownie mamy do czynienia z treścią doskonałą, jakby rodem wyjętą z powieści. Tym razem z „Sezonu burz”, Andrzeja Sapkowskiego, bowiem „Dzieci lisicy” zainspirowane są jednym z wątków tejże książki. Paul Tobin wiernie odzwierciedla postacie pojawiające się na jej kartkach. Geralt jest dokładnie taki, jakim go znamy – opanowany, stający w obronie innych, wbrew swoim zasadom, próbując wprowadzić w przykry świat chociaż odrobinę sprawiedliwości. I nie zwracający uwagi na to, jakiej rasy są jego towarzysze podróży, o czym przekonuje się Janessa, elfka, ukrywająca się przed wzorkiem ludzkich mężczyzn. Addario za to jest niemal żywym przedstawicielem stereotypu o krasnoludach, ze swoją wielką duszą i topornymi, ciężkimi dowcipami. Paul Tobin potrafił nadać stosowne cechy nawet tak mało znanej, nawet w literaturze fantasy, potworzycy jak aguara, oczywiście okraszone odpowiednim żartem: „Aguary to na wpół lisice, na wpół elfki, ale w pełni kobiety… Więc trudno je pojąć. Tajemnica, kaprys, intryga… To istota ich natury”. Dzięki temu lektura tego zeszytu mija szybko, sprawnie i przyjemnie. Choć za szybko. Aż chciałoby się krzyknąć: „Ahoj, przygodo!”, a tu już koniec.

Szybka podróż przez komiks to również zasługa Joe Querio, znanego już z poprzedniej części rysownika. Ponownie dostajemy barwny świat w stłumionym, szarawym, nadającym klimatu odcieniu, tworzącym rzekę, jej brzegi i leśne ostępy. I otrzymujemy znacznie większą plejadę postaci: ogorzałe gęby najemników, zmęczonego życiem kapitana, poczciwą twarz właściciela statku, piękną, ciemnowłosą elfkę oraz aguarę, przedstawioną z lisią głową i kobiecym, niewątpliwie atrakcyjnym ciałem. Oprócz tego Querio nauczył już nas, że lubi i potrafi rysować potwory. Tym razem spotkać możemy niemałą grupę ryboludzi, upiory oraz, dla miłej odmiany, wodne wiedźmy.

Dzieci lisicy, Paul Tobin, Joe Querio, Dark Horse Books, Warszawa 2015
Komu bym polecił?

Tak jak i poprzednią część, tę polecam wielbicielom Geralta z Rivii i jego świata oraz tym, którzy jeszcze do tego świata nie sięgnęli, a zamierzają. Bo chociaż „Dzieci lisicy” czerpią z pewnego wątku z „Sezonu burz”, pięknie go ilustrując, jednocześnie zgrabnie tworzą odrębny twór, zrozumiały dla wszystkich. No i polecam wiernym fanom literatury fantasy. A także wszystkim, których interesują demony i potwory, bowiem o aguarze do tej pory napisano bardzo niewiele, a tu mamy cały zeszyt poświęcony w pewien sposób właśnie jednej z nich.

Metryczka wydawnicza:

Tytuł: Dzieci lisicy
Tytuł oryginału: The Witcher Wolume 2: Fox Children
Cykl: Wiedźmin. Tom 2
Autor: Paul Tobin, Joe Querio
Wydawnictwo: Dark Horse Books
Rok wydania: 2015
Rok wydania oryginału: 2015
Liczba stron: 136

0 komentarz
3

Podobne posty

Zostaw komentarz